La Viña w Bilbao
Kilkadziesiąt lat historii, stoliki przy których wiele się działo, raz zakazywano Euskery (baskijskiego) jak za Franco, potem wróciła ze zdwojoną siłą będąc powodem do dumy. Bar z przekąskami czyli pintxos i restauracja – co ważne (dla mnie) czynna przez cały dzień. Bo w Euskadii (Kraju Basków) jest tak, że człowiek głodny wchodzi do restauracji, dajmy na to tak o 17, cieszy się, że coś zje….a tu nici, bo owszem otwarte ale kuchnia zamknięta…w La Viña jest inaczej – kuchnia działa cały czas!
Po pierwsze – baskijskie wino na kieliszki, po drugie hiszpański przysmak – patatas bravas, dalej krokiety, ja na główne dorsz. Jedzone też były policzki wieprzowe. Tutaj polegałam językowo, bo niewyraźnie zamówiłam coś innego.
Teraz o samym miejscu – widać, że ma swoje lata….bo….stoliki są niższe, serio. Do tego mocno zdobione, ławy przypominają te kościelne, stoły z marmurem, na który dostaje się obrus jak się złoży zamówienie. Jedzenie dobre, atmosfera fajna, bar ma szybką obsługę, restauracja wolniejszą….
Dobry obiad, smaczna kolacja albo przekąski w biegu – warto się tam wybrać. A jeszcze zaletą jest bliskość do głównej ulicy i stacji metra.
ps. 90 lat La Viña skończyła w 2017 roku....
Komentarze
Prześlij komentarz