TRYB JASNY/CIEMNY

Ditifet. – doznanie kulinarne



Serio. To jest coś. Zacznę od filmu „The Menu” – powiem, tak: z ekipą Ditifet. nie popłynęłabym na wyspę. Nie chcę spoilerować filmu, ale warto go zobaczyć, żeby zrozumieć jakie można mieć podejście do doskonałości kulinarnej. Tutaj na doskonałości się kończy, bo nie czułam się prześladowana, ale oceniana na pewno. To po kolei.
 

Po pierwsze


rezerwacja – koniecznie, bo inaczej nici z kolacji. Dla tych co nie przepadają za telefonami jest opcja przez stronę internetową (działa).
 

Po drugie


luźna atmosfera, nie trzeba się super elegancko ubierać.
 

Po trzecie


super oświetlenie. Jest nastrój ale widać co jest na stole, a to wszystko dzięki dobranym lampom, które oświetlają to jemy, a nie całe pomieszczenie.
 

Po czwarte


wina – cudowne i w normalnych cenach! Przez normalne rozumiem – w sklepie 18E w restauracji 25E za butelkę.
 

Po piąte


menu -  luźne kartki, po hiszpańsku albo angielsku, niezbyt jasne co jest daniem głównym co przystawką, o wszystko można dopytać i dostać odpowiedzi (w miarę).

Po szóste - kolacja

 
Zamówiliśmy dwie sałatki do podziału – jedna miała być z kwiatami cukinii ale ich nie było, za to podmianka na serca karczochów. Jak zwróciłam pani kelnerce na to uwagę, to była mocno obruszona, że przecież mówiła, przy tym jak składaliśmy zamówienie. Nie mogła bo zamówienie przyjmowała inna pani…. Druga nazwana jesienią, miała dynię, ser kozi, pyszne sałaty i grzyby leśne.
 
Sałatki świetne, smaki cudowne, dbałość o każdy szczegół. Naprawdę, po prostu pysznie się je jadło.
 
Na główne wjechał panegal co na polski, o ile się nie mylę, tłumaczy się sebdak przylądkowy z musem z ziemniaków z gorczycą, do tego patatas bravas jako dodatek, na stół wjechał też szpik kostny z kolendrą i chlebem. Nie zabrakło też chleba z pomidorami. Na czekadełko (płatne jak się okazuje z rachunku) wjechały oliwki.







 
Był też deser milhojas wzięty na pół. Rewanż pani kelnerki polegał na tym, że ja dostałam tylko łyżkę i widelec, bez noża…..Oj dziecinne to było, ja złoszcząca się o serca zamiast kwiatów i pani które „zapomina” noża. 
 
To takie, rzeczy o których zapomnę, pamiętać będę pyszne jedzenie, bo było naprawdę wybitne! To była jedna z lepszych, ostatnio, kolacji jakie jadłam.
 
Wszystkie dania były super dopracowane, bardzo starannie przygotowane, ułożone. Idealne nie boję się powiedzieć.
 
Wszystko mi smakowało…. Zerknęłam na rachunek, stolik 13 – ach to teraz rozumiem wszystkie pomyłki….
 
Zazdroszczę girończykom i gironkom takiej restauracji, bo w Warszawie ostatnio (a to takie dawno ostatnio) zachwycałam się tak Senses na kolacji urodzinowej G.

Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa