TRYB JASNY/CIEMNY

Rehab - tydzień trzeci - pamiętnik



To nie jest powtarzalne (i całe szczęście), dzieje się… Tydzień w którym po raz pierwszy byłam na siłowni, chodzę coraz lepiej, ale boli jak bolało…



Dzień dwunasty



Pierwszy raz na siłowni. Ile emocji! Na rehab chodzę już dwa tygodnie, pomimo przemiłych osób tam pracujących atmosfera bólu i cierpienia. Każdy walczy o krok, kroczek albo ruch ręką, na siłowni jest inaczej. Pewno, że bawią mnie panienki robiące ćwiczenia na wystający tyłek, ale nie powiem dowartościowałam się bo ćwiczenia, które mi wolno robić (czyli nie obciążające nóg) robię już przyzwoitymi kilogramami. Co ważne, przez to, że jednak sporo chodzę o kulach, przynajmniej ręce słabsze nie są, ba nawet chyba mocniejsze, ale nie szarżowałam z ćwiczeniami bo przecież potrzebuje ich na co dzień. Tak dobrze mi było na siłowni, no i tyle komplementów usłyszałam na temat spadku wagi…. Smutne jest to, że zdjęcia mięśni łydek to teraz nie zrobię….jeszcze kilka miesięcy….

Dzień trzynasty



Ćwiczenia zajmują coraz więcej czasu. Coraz. Tak naprawdę, żeby wszystko zrobić muszę dzielić dzień pomiędzy trzy jazdy na rowerze, 3 gimnastyki. Niby nic, ale trzeba to w dzień w wpisać….

Dzień czternasty


Ile blokad może powstać w głowie. Teraz oprócz rozruszania ścięgna Achillesa muszę pracować nad przełamaniem lęku i większym obciążaniem nogi. Ja się po prostu boję na niej stanąć, nawet tak troszeczkę… Do tego noga nie zawsze chce współpracować, puchnie, boli…. Dziś rehabilitantka mnie pochwaliła – widać efekty pracy. Dobrze, że ktoś widzi, że ruch o dwa milimetry to godzina albo i więcej pracy…. Już wiem, że nie lubię bolesnej rehabilitacji, nie wiem, czy jest inna, ta moja to więcej łez niż uśmiechu. Jednocześnie, wiem, że jeżeli będę tak starannie trenować jak się teraz rehabilituje to serio, sezon 2020 należy do mnie! Brzmi to dość abstrakcyjnie, gdy do łazienki pełznę o kulach… ale powtarzam sobie, czasem nawet na głos, że to tylko chwilowe…

Dzień piętnasty


Im dalej od wypadku, operacji, tym więcej się dzieje. Pobudka o 6.30, żeby zdążyć pojeździć na rowerze przed rzeczami do zrobienia. Padanie na nos – denerwujące, bo wciąż nie umiem się pogodzić z tym, że leżenie wyciąga kondycję z ciała. Zupełnie, jakby ktoś strzykawką (inną niż te, które codziennie wyrzucam po tym jak przymykając jedno oko wbijam ją w brzuch) wyciągnął kondycję i podał watę. Upychanie rehabilitacji w wolne chwilę i zmęczone ręce bo wciąż na nich „chodzę”.


Dzień szesnasty


6.45 ja już na rowerku, bo potem się nie wyrobię ze wszystkim…. Rzeczy „normalnych” przybywa a czasu do poświęcenia na rehabilitację przybywa…. Dziś nowe urządzenie – taka komputerowa równoważnia – trudne ćwiczenia jak dla mnie. Dzięki temu można kontrolować obciążenie na zespolonej nodze (cóż za urocza nazwa na operację, śrubki i blaski), dodatkowo jest „gra” – człowiek stoi, fizjo programuje – granie polega na tym, że ta trzeba przenosić ciężar ciała, by „odwiedzać” wszystkie zaznaczone na ekranie kółeczka – powiem tak – to jest trudne! Podobno to normalne, że noga puchnie….oj wiele rzeczy teraz staje się normalnych, które wcześniej takimi nie były.

Dzień siedemnasty 


Streaching w kuchni – to znaczy gotuję hinduski wielodaniowy obiad. Wcześniej zajmowało mi to godzinę, teraz po dwóch i pół wszystko był ugotowane (pieczone bakłażany, grillowana cukinia, sałata rzymska, marynowany kalafior, papryki i dwa sosy z kurczakiem, jeden z ciecierzycą). Nie wiem czy będę miała siłę jeść. Wciąż zapominam, że jestem teraz osobą bez kondycji, bardzo mi z tym źle. Zmęczenie, oprócz bólu to najgorsza rzecz. Jednocześnie jak dotąd, wszystkie zadania rehabilitacyjne zrealizowane, tylko, że jest jeszcze życie oprócz ćwiczeń…a na nie, nie zawsze starcza mi siły...

Dzień osiemnasty



6.20 ja już na rowerku. Inaczej się nie wyrobię ze wszystkim, bo w perspektywie 700km w aucie. Potem w „gościach” na użyczonym rowerku treningowym kolejne 15 minut kręcenia. W aucie poduszki, kocyk i wiele niewygodnych godzin. Wieczorem mega narzekanie, wszystko boli a wieczorne ćwiczenia są koszmarem. W ogóle ta rehabilitacja ma to do siebie, że boli bardzo, albo po prostu boli. Tak wiem, że są efekty, ale ilość czasu wpakowanego w ćwiczenia olbrzymia, efekt malutki…

Więcej o rehabilitacji:


Rehab tydzień drugi - czytaj TUTAJ
Rehab tydzień pierwszy - czytaj TUTAJ
Operacja - czytaj TUTAJ
Dobre strony kontuzji - czytaj TUTAJ

Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa