TRYB JASNY/CIEMNY

Indoor Triathlon Piaseczno – K3 OPEN




Emocje jeszcze nie opadły, ja natomiast padłam. Pewno dlatego, że po naprawdę dużym zmęczeniu zjadłam pyszną, domową, nowojorską pizzę (najlepsza z 4, których próbowałam była ta z jamon iberico, bazylią i świeżą gruszką).

A było tak: godzina startu – kwadrans po południu. Plan żywieniowy następujący – rano małe, ale pożywne śniadanie, przed startem banan, a na późny obiad pizza. Nie wiem co jeszcze z kolacją…
To były ostatnie z trzech zawodów pod dachem, ominęłam jedne bo były w Gdyni. O Bielańskich pisałam TUTAJ.

Dystans bez zmian: 600m w basenie (25 metrowym), 15km na rowerze (tutaj duuuuża zmiana, nie liczyła się kadencja tylko waty), 3km na bieżni i na sam koniec dobieg do mety po czerwonym dywanie!
Dziś wszystko zagrało, cudowna niedziela. 

To teraz po kolei: ośrodek w Piasecznie bardzo sympatyczny, tym razem wolontariusze dobrze policzyli długości na basenie, byli pomocni przy ustawianiu rowerków, puścili w ruch bieżnie.

Maseczki do samego wejścia do basenu, potem znów na mecie.

Przez całe pływanie starałam się liczyć długości, ale bardziej zastanawiałam się: czy to dobry pomysł dwa razy zmieniać buty – dystans taki, krótki, a czas biegnie na zawodach zdecydowanie za szybko. W końcu zdecydowałam, że nie ma usprawnień. Zaplanowałam sobie, że jadę w rowerowych, bo dzięki temu noga „pcha i ciągnie” i nie będę nic zmieniać. Potem, żeby było choć trochę szybciej miałam buty z „tri sznurówkami”. 

W rowerze, nie można było ustawić wagi ani płci, każdy miał takie samo ustawienia, waty bezlitosne!
Potem szybka zmiana i na bieżnie. Tutaj wiedziałam po poprzednim starcie, że nie ma chwili na spokojne truchtanie, trzeba gnać, 3 kilometry to bardzo krótki dystans. Moja ześrubowana kostka z triathlonowych dyscyplin najbardziej nie lubi biegania

Na koniec chwila stresu, miałam spocone ręce i nie mogłam zatrzymać bieżni, wyciągnięcie sznureczka bezpieczeństwa zadziałało. Wreszcie dobieg na metę. Medal trzeba było wziąć sobie samemu – to zawsze jest bardzo smutne, picie też. Odpiąć chip i było już po wszystkim.

Potem kolega (pozdrawiam Andrzej) mówi, że jestem trzecia, żebym poszła się upewnić do organizatorów. Chwila czekania na dekorację i wielka radość wchodzenia na pudło!



To takie cudowne uczucie wchodzić na podium. Gratuluję wszystkim zawodniczkom i zawodnikom, zabawa była przednia!



Robi się coraz cieplej, kolejny triathlon (oby się odbył) już na zewnątrz. Nie powiem, nie mogę się doczekać! 



Zaletą dzisiejszych zawodów pod dachem było to, że nie trzeba podróżować z rowerem, pianką i milionem innych rzeczy, ot tyle co potrzeba na basen, rower stacjonarny i bieżnię. Wszystko w jednej torbie sportowej.




Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa