Sztuka wyboru czyli relacja z Indoor Triathlon w Holmes Place
Tym razem ciemno złota wstążeczka do pamiątkowego medalu fot. D.Szymborska |
Na blogu przeważają przepisy, pewno bardziej by pasowała „sztuka mięsa”
niż tekst o tym, że trzeba się wciąż uczyć wybierać. A jest między czym. Na
przykład w weekend zamiast długiego wyjeżdżenia na rowerze wybrałam długie
zwiedzanie wystawy Jeanne Mammen, a potem zamiast równie długiego wybiegania
szukałam (długo) dobrego kabapu w tureckiej dzielnicy.
Potem napisałam sobie „na brudno” tekst o tym, że trzeba podejmować
decyzje, że doba ma tylko 24 godziny, że albo treningi albo życie rodzinne i
spotkania z przyjaciółmi.
Zrozumiałam, że każdy dorosły decyduje o
sobie, że nie ma sensu pisać o tym, że zobaczenie pierwszego kroku dziecka może
być ważniejsze niż trening w tlenie, a
urodziny babci niż wyznaczenie nowego FTP. Bo może być inaczej: wystarczy filmik zna którym maluszek robi pierwszy, nieporadny kroczek i telefon gdy jedziemy schłodzenie i
możemy złożyć życzenia babci…..
Dlatego napiszę, że dziś było super przyjemnie, że owszem czas nie
powalił (gorszy niż ostatnio, a lepszy niż przedostatnio), ale za to jaka zabawa
była! I z pewnością nie żałuję swoich wyborów, ale pomyślę następnym razem czy wyjazdowy weekend jest dobrym rozwiązaniem gdy mam w tygodniu (a dokładniej we wtorek) start w zawodach...
Indoor triathlon to dla mnie świetny trening zimowy. Gdy pomyślę o
smogu to tym bardziej się cieszę, że dziś triathlonowałam w budynku.
Kolejny start za miesiąc i już nie mogę się doczekać.
Oj wypieki tak łatwo nie schodzą, dlatego lepiej mieć medal na szyi żeby móc wytłumaczyć stąd takie rumieńce... |
Na czym polega fenomen tych zawodów, po co tam startuję? Przede
wszystkim po to żeby zrobić triathlon na
dystansie sprinterskim (500m/20km/5km) – nie mam możliwości na zrobienie takich
zakładek jak na tej siłowni, nie wspominając o stresie związanym z zawodami.
Kolejny powód to świetna atmosfera – w większości zawodnicy to osoby bardzo
sympatyczne, uśmiechnięte i szczęśliwe z możliwości wzięcia udziału w takiej
rywalizacji.
Co ważne taki indoortirahtlon to nie jest bardzo skomplikowane zadanie
logistyczne – do torby trzeba zapakować: trisuit albo coś w czym będziemy
startować, klapki, okularki, czepek, buty biegowe (ewentualnie buty na rower).
Tylko tyle. Pianka – odpada bo pływamy w basenie, rower – stoi i czeka w
specjalnej sali a bieżnia jest trzy kroki od rowerku spinningowego. Nie trzeba
nawet ręcznika i wody brać ze sobą – wszystko czeka na miejscu.
Jedyny minus jaki widzę w tym, że już trzeci miesiąc z rzędu startuję w tych zawodach jest taki,
że triathlonując w tygodniu przed pracą….jest człowiek konkretnie zmęczony.
Mówi się trudno i czeka się na kolejne zawody!
W tym roku nie ma żadnych nagród dla zwycięzców poszczególnych edycji,
jest medal ale przede wszystkim jest świetna zabawa i chyba to wciąga
najbardziej!
Komentarze
Prześlij komentarz