TRYB JASNY/CIEMNY

Elegancki lunch – jak najbardziej, w Brasserie Warszawskiej

Uwaga to jest ultra słoność ryby, parmezanu przełamana słodkością karmelizowanej cebuli fot. D.Szymborska


Jakiś czas temu czytałam, że moja ulubiona restauracja wyśmiewa się ze logo Polski Walczącej, cóż, może nie tyle wyśmiewa co zmienia spojrzenie, bawi się konwencją.

Umówiłam się z przyjaciółkami na „babski lanczyk”. Było przemiło, smacznie i wcale nie-lunchowo. 

Z lunchami w restauracjach to mam ten problem – z racji promocyjnej ceny jakość jedzenia często jest niższa. Nie cierpię tego, gdy w karcie są pyszne dania a w porze obiadowej, takie na odwal, do tego porcje mniejsze niż normalnych dań. Czasem jest jeszcze gorzej bo w porze obiadu nie ma możliwości zamawiania „normalnie” z karty tylko opcja zestawów.

W Brasserie Warszawskiej, na szczęście jest inaczej, czyli da się zjeść elegancki lunch! Można wybrać zestaw – dla mnie atrakcja, bo bardzo rzadko jestem w BW w porze obiadu, ale na szczęście nawet chwilę po dwunastej cukiernik jest na posterunku, bo BW to genialne desery. I znów, wieczorem z reguły wybieram deser płynny czyli kieliszek porto, ale gdy przyjeżdżam autem to nie ma opcji alkoholowej. I powiem tak, nie żałowałam bo deser był genialny!

Lunch – 35PLN, deser 24PLN. Wiem, wiem dziwne proporcje cenowe, ale pierwsze to zestaw dnia (codziennie, w normalnym tygodniu jest jeden zestaw składający się z pierwszego i drugiego dania) a drugi to „normalny” deser z karty.


Tak, jak za soczewicą jakoś specjalnie nie przepadam tak tutaj zjadłam co do jednego ziarenka...fot. D.Szymborska

Już przekrojona "marakuja", która smakuje wyśmienicie, choć jak dla mnie mogłaby być jeszcze bardziej słodka....fot. D.Szymborska


Na czas naszego „lanczyku” wypadł zestaw – tarta cebulowa i boudin blanc z kurczaka z czarną soczewicą. Zestaw świetny, pyszny i bardzo elegancki. Boudin blanc super doprawione, soczewica chrupiąca, super tekstury, świetny smak. Tarta bardzo słona, tak słona, że gdybym nie była osobą, która uwielbia wszystko co słone, to pewno bym nosem kręciła, bo tutaj i słone ciasto, i słone anchois i jeszcze parmezan.


To na koniec o deserze – cukiernicza marakuja – czyli skonstruowany na nowo owoc, który pani kelnerka kroi przed spragnionym słodkości gościem. Wtedy widać doskonale, że jest „skórka” z ciemnej czekolady, trochę „miąższu” z białej i wreszcie prawdziwy owoc. Taką marakuję to ja by mogła jeść codziennie….tylko obawiam się, że dnia by mi nie starczyło, żeby mieć czas i spalić na treningach takie ilości super smacznych i słodkich kalorii.

Komentarze

Prześlij komentarz

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa