Pakiet Orlen Warsaw Marathon 2017 i dlaczego warto wyjechać przebiec maraton....
Wersja najprostsza: numer startowy i torba do depozytu! fot. D.Szymborska |
Zerknęłam w kalendarz, żeby
wszystko się dopięło to muszę, wyjechać o trzynastej z minutami, o czternastej otwierają
Biuro Zawodów, przygotuję dowód i o czternastej dziesięć (może być ktoś przede
mną) powinnam już mieć pakiet startowy odebrany. Jak wcześniej sprawdzę rozstawienie
stoisk na EXPO, to o czternastej dwanaście powinnam znaleźć stoisko sprzedające
moje ulubione (i sprawdzone żele), trzy minuty później (płacąc gotówką
oczywiście) powinnam już iść w stronę auta – tak, tak robię takie plany!
W niedzielę, podjadę metrem (darmowe z numerem startowym), podejdę
kawałek i wystartuję w maratonie. Potem pojadę do domu, pewno wybierzemy się do
restauracji (tak, tak będę się poruszać tym śmiesznym post maratońskim
krokiem), napiję się wina i pójdę spać, bo w poniedziałek rano mam dużo rzeczy
do zrobienia.
A gdzie wyjątkowość? Ano nie ma, jak się biega pod domem (trasa przebiega jakieś 800m w linii prostej
od mojego balkonu), to nie ma tej specjalnej i bardzo przeze mnie lubianej
otoczki WAŻNEGO STARTU. Nie ma „szwendania się” po EXPO (uwielbiam te ciągnące
się hale w Berlinie, te nowości), szukania pysznych klusek, układania na
hotelowym łóżku pakietu startowego do zdjęcia. Gdy wyjeżdżam na zawody to,
wszystko kręci się wokół startu, ja czuje się wyjątkowa, no dobra bywam też
humorzasta, ale uważam, że mi to trochę „przysługuje” z racji startu w
maratonie….albo triathlonie.
Nie żebym narzekała, zerknęłam na fakturę – start w niedzielnym
maratonie kosztował mnie 53PLN. W Berlinie: dojazd, hotel, jedzenie, wpisowe,
koniecznie koszulka okolicznościowa…robi się z tego niezła sumka….
Cóż wyjątkowość kosztuje. Inna sprawa, że emocje na mecie są….bardzo
podobne niezależnie od tego czy kosztowało nas to 53PLN (no pewno 70 bo jeszcze
żele) czy kilkaset EURO… dlatego ogromnie się cieszę na niedzielny bieg.
Komentarze
Prześlij komentarz