Mięso bez zabijania? Czyli kotlety z probówki!
Tak wygląda inne "czyste mięso", takie, które można umyć detergentem, nie można go tylko zjeść bo jest plastikowe fot. D.Szymborska |
Uwielbiam nowinki techniczne, ale niektórych się zwyczajnie boję. Przeraża mnie stopień ingerencji człowieka
w genetykę. Nie chcę rozmawiać z ziemniakami ani świecić po zjedzeniu
pomarańczy. Rozumiem, że winogrona mają pestki, a jabłka nie są doskonale
zielone.
Przywiązuję wagę do tego to jem, interesuję się tym w jakich warunkach były hodowane zwierzęta, których mięso zjadam. Jednocześnie nie zamykam oczu na rzeczywistość. Wiem, że mięso było wcześniej uroczą owieczką czy kurczaczkiem.
No właśnie na razie wiem, że mięso pochodzi ze zwierząt. Dziwnie to brzmi, bo oczywistość pochodzenia steka przestało być, już kilka lat temu, takim pewniakiem. Na razie po prostu nie ma masowej produkcji mięsa w laboratorium. Testy trwają, laboratoryjny stek jest bardzo drogi, podobno smaczny.
W 2016 roku Mike Selden i Brian Wyrwas założyli Finless Food – to rolnictwo komórkowe. Jednym słowem w
Dolinie Krzemowej już hoduje się mięso w laboratorium.
Naukowcy zauważyli, że mięso ryb jest prostsze do „produkcji”. Już w
2013 roku Profesor Mark Post zaserwował mięso, które nazwał mięsem in-vitro (po
łacinie znaczy to mięso w szkle).
Wyrwas twierdzi, że laboratoryjne
produkowanie mięsa jest trzecią drogą dla ludzi. Pierwsze dwie to przejście na
wegetarianizm albo ignorowanie zmian klimatycznych wywołanych przez między
innymi hodowlę przemysłową zwierząt.
Na czym polega laboratoryjna hodowla mięsa? Naukowcy pobierają komórki
przez biopsję, potem je „karmią” solą, węglowodanami i białkiem. W ciągu 24
godzin podwaja się ilość komórek, podobno proces może przebiegać jeszcze
szybciej.
Ci co jedli, twierdzą, że „steki
laboratoryjne”, jeżeli są dobrze usmażone, smakują tak, że nie można ich
odróżnić od tych „oryginalnych”.
Można też spróbować burgerów,
które smakują jak mięsne a są z białka z ciecierzycy, a krwistość zawdzięczają
sokowi z buraków. To pomysł firmy Beyond Meat, która zamiast
hodować mięso proponuje jego zamienniki.
W Dolinie Krzemowej działa też Hampton Creek i Memphis Meat, które również
produkują, jak to reklamują – „czyste mięso”.
Tylko co wiemy o tym, jak na ludzki organizm wpływa jedzenie „czystego
mięsa”? Nic. Dlatego jak na razie poszukam w sklepie sezonowanej wołowiny,
kupię mięso z wybieganego kurczaka, sałatkę przygotuję z niepryskanej sałaty,
do której dorzucę pomidorki koktajlowe, które rosną na moim balkonie….
Kolega, który mieszka pod Londynem, opowiadał mi, że będzie hodował
kurczaki, ma większy ogród, i twierdzi, że tylko wtedy będzie miał pewność, co
do jakości mięsa. Nie zapytałam, jak będzie z ubojem, ale dało mi to do
myślenia. Przestałam się śmiać z działkowców, którzy obok grządek z marchewkami
mają klatki z królikami.
Może jest czwarta droga, o
której nie pomyślał naukowiec ze Stanów? Produkcja na swój użytek, spożywanie
małej ilości mięsa....
O naukowcach zajmujących się „czystym
mięsem” przeczytałam w The Guardian, w artykule Without killing a single animal,
napisanym przez Amy Fleming
oj ja też się boję tego "mięsa z probówki"... Mimo, że przez wiele lat byłam zaciekłą wegetarianką, a do rezygnacji z trybu życia zmusiło mnie zdrowie. A raczej jego brak. Ale uważam, że to nieuniknione... wkrótce zabraknie nam surowca zwierzęcego, a liczba mięsożerców prawie nie maleje (w każdym bądź razie zbyt wolno..)
OdpowiedzUsuńWażna i pouczająca dyskusja! Często nie zdajemy sobie sprawy, jak duży wpływ spożycie mięsa ma na efekt cieplarniany. Czas na refleksję i potencjalne zmiany w naszych nawykach żywieniowych.
OdpowiedzUsuń