TRYB JASNY/CIEMNY

Schwabische Maultaschen albo małe oszukiwanie boga – danie ze Szwabi



 
To nie było miejsce pierwszego wyboru, to nie było miejsce drugiego wyboru, to było miejsce jedynego wyboru. 

5 stycznia wszystkie dobre restauracje we Fryburgu były zamknięte. 

Zostały "do wyboru" te hotelowe. 

Na „naszą” nie mieliśmy ochotę…..udało się nam dostać stolik w Sichelschmiede.
 
Odetchnęłam,  okazało się, że ma całkiem wysoką ocenę w Google Maps (4.2 I ponad 1400 dobrych opinii).
 
Miła obsługa, krata po niemiecku i po angielsku, duży wybór dań z borowikami z dodatkowego menu. 
 
Z wyjątkiem sałatki, wszystkie danie mięsne albo bardzo mięsne. 

Zamówiłam Maultaschen czyli coś pomiędzy pierogami a pasztecikami, były ze szpinakiem do tego skwarki i cebula. 

Na szczęście wcześniej była sałatka (dobra kiszona kapusta i marynowana marchewka plus liście sałat), bo całe danie było bardzo ciężkie. 

Do tego białe wino, również regionalne i to wszystko razem stworzyło naprawdę przyjemną kolację. 

Było troche jak w schornisku górskim – taki wystrój, tak zimno na dworze i takie sycące dania!
 
Schwabische Maultaschen to potrawa regionalna, która bywa też nazywana Herrgottsbescheißerle  - co można przetłumaczyć jako: małe oszukiwanie boga. 

Według szwabskiej historii to danie pochodzi z XV wieku, z klasztoru, opactwa Maulbronn. Legenda mówi, że jeden z mnichów poszedł na targ po zakupy na obiad, zobaczył piękny kawałek mięsa więc go kupił. Jak wrócił do klasztoru to się zorientował, że przecież jest Wielki Post i nie można jeść mięsa. Wtedy wymyślił, że posieka mięso wymiesza z warzywami, a żeby bóg na pewno nie zauważył, to wszystko zawinie w ciasto do pierogów. I tak właśnie powstało (prawdopodobnie) to danie.





 
Myślę, że warto zamawiać lokalne potrawy, nawet jak mają trudne do wymówienia nazwy….
 
Dla mnie to była super kolacja mimo, że odbijając się od zamkniętych restauracji zapowiadało się na to, że albo będziemy głodni albo zjemy burgera to…wszystko wyszło smacznie i mam miłe wspomnienie. 

Z pewnością to nie było lekkie jedzenie, ale na zimę, podróż – jak znalazł!



A tak nazywała się restauracja i hotel: Sichelschmiede we Fryburgu, a danie kosztowało 14E (z sałatką) a wino było po 5E za duży, albo bardzo duży, bo tak nalewał pan kelner, kieliszek

 


Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa