TRYB JASNY/CIEMNY

Wilhelminapark – czyli w parku i degustacyjne


 


Holandię i Hiszpanię w kontekście jedzenia łączą tylko dwie litery „H”. 

Bardzo ostrożnie podchodzę do odwiedzania holenderskich restauracji. Wybieram albo sprawdzone włoskie pizzerie (KLIK) albo japońskie ramenowanie (KLIK). 
 
O tej restauracji można przeczytać w przewodniku Michelin i tutaj inspektorzy i inspektorki zrobiły dobrą robotę, bo polecane miejsce i ja bardzo rekomenduję.
 
Rezerwacja – konieczna i mało prawdopodobna z dnia na dzień w weekend, dlatego warto o tym pomyśleć wcześniej. Wszystko elektronicznie (nie przepadam), pobierana kaucja 15E za osobę – co ja zupełnie rozumiem, bo po to są rezerwacje, żeby goście przychodzili a nie stoliki stały puste i generowały straty. 
 
Parkingu nie ma, ale można odważyć się szukać miejsca w uliczkach otaczających park. Parking dla rowerów jest. Dodatkowo z centrum Utrechtu (stacja kolejowa) można dojechać jednym autobusem. Tyle piszę o komunikacji, bo w NL jednak rower jest podstawowym środkiem transportu.
 
Do restauracji wchodzimy od strony kuchni, jest to dość mylące, bo miałam uczucie, że coś pokręciłam, ale nie – kuchnia jest na widoku, poznajemy ją na samym początku, jest najważniejszą częścią restauracji.
 
Profesjonalna obsługa, albo pracująca młodzież do takiej aspirująca. 

Do wyboru są dania z karty albo menu degustacyjne, które może się składać z 3,4 lub 5 dań. Do każdego dania można zamówić dobrane wino – tutaj cena zawsze 8E za kieliszek.
 
Wybraliśmy (byliśmy we 4) degustacyjne składające się z 5 dań. 

Przemiła pani kelnerka wytłumaczyła i opisała każde danie, i tutaj problem – główne to była wołowina. Ja z wołowiną mam ten problem, że jadam ją w dwóch postaciach – albo po burgundzku albo w burgerze. Tak, tak wiem, że istnieją i podroby i steki, ale ja zwyczajnie za nimi nie przepadam. Na szczęście to nie był problem, mogłam dostać ulubionego dorsza na główne.










 
I powiem tak, to była jedna z lepszych ostatnich kolacji, porcje były odpowiedniej wielkości, to nie było szukanie w mchu lub pianie jednego groszku, a jednocześnie to nie były pełnowymiarowe porcje, tak by po drugiej zastanawiać się po co tyle zamawialiśmy. 

Wszystko było super. A smaki? Genialne!!! 

Moje menu to były ryby, każda inna, startowy łosoś to jak zwykło się pisać na blogach – petarda. 

Główny dorsz z makaronem ryżowym w sosie z muszli i pancerza homara też super. Deser to były banany, ale jak podane…. 

Menu zmienia się bardzo często, dlatego nie znajdziecie wersji degustacyjnej w karcie ani na stronie.
 
To była świetna kolacja, trwała ponad 3 godziny i to też były świetne trzy godziny rozmowy i super smaków.
 
Polecam, bardzo polecam i zamierzam się tam wybrać jeszcze na lunch….bo też maja menu lunchowe…..

Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa