TRYB JASNY/CIEMNY

Wagyu z Australii, czy Angus z Ameryki?



Co pewien czas pojawia się dyskusja o tym, ile to można zapłacić za burgera. Jedna strona mówi o zwykłej kanapce z kotletem, druga dekoruje jadalnym złotem ręcznie siekane mięso. 

Jestem gdzieś po środku, lubię dobre i wysokojakościowe burgery. Co pewien czas kupuję mieloną, sezonowaną bio wołowinę. 

Gdy zobaczyłam głęboko mrożone, różne kotlety to… umówiłam się na domowy test burgerów. 

Kotlety wymagały jedynie soli. Troszkę zmartwił mnie ich skład bo były lekko doprawione, to nie było czyste mięso, które kupuję zwyczajnie.

Najdroższa była wołowina Wagyu z Australii, tutaj kotlet kosztuje 17PLN, waży 125g, reszta Angus i zwykła amerykańska wołowina to wydatek 12 złotych za jeden kotlet. W opakowaniu są dwa oddzielnie zapakowane kotlety.

3 różne burgery, każdy z tymi samymi dodatkami, żeby można było porównać smaki, bez intensywnych sosów czy serów, wszystko po to, by skupić się na smaku mięsa.



Na zdjęciu wołowina z Australii.

Najsłabiej wypadło….. australijskie Wagyu – kotlet był tłusty, zbity i wcale nie porywał smakiem. Co ciekawe Angus również nie był jakiś wybitnie smaczny, najbardziej mi smakowała wołowina „zwykła” amerykańska. 

To było ciekawe doświadczenie, takie porównywanie smaków, jednak raz wystarczy. Nie chodzi o ślad węglowy, ale bardziej o to, że jeżeli mogę kupić lokalną pyszną wołowinę bio to, mi to wystarczy. 

Fajnie jest próbować nowości, trochę śmiesznie jest orientować się, że to co się ma na miejscu jest najsmaczniejsze. Ot czasem trzeba wybrać się w podróż kulinarną by docenić to co się ma na co dzień na talerzu. 

Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa