Z cyklu Warszawa nieznana – FEST Port Czerniakowski
Z Agatą kilka razy gotowałam na warsztatach, szczerze nie pamiętam jak gotowała w Opasłym Tomie, ale wiedziałam, że jak ruszy z nową restauracją to tam pójdę.
Trochę czasu od otwarcia minęło, zrobiłam rezerwacje tydzień wcześniej bo tam taki ruch, podpytałam, czy szefowa będzie tego dnia i poszliśmy, a bardziej pojechaliśmy.
Powiedzieć, że FEST jest naprzeciw Torwaru to prawda, tyle, że dzieli go woda, Port Czerniakowski. Jednokierunkową uliczką objeżdża się spory kawałek, z pięknym widokiem na Wisłę.
Samo miejsce to jedna duża sala, kominek dużo okien, proste stoły i krzesła. Jednak jest w tej restauracji to „coś” co czyni ją przyjemną, taką do której chce się wracać, albo po prostu dobrze się siedzi.
Jedzenie – dobre. Ot tyle, albo aż tyle.
Zjadłam prostą zupę dyniową, dobre kiełbaski z polentą kukurydzianą i podjadłam deserów: sernika i far’u. Jedyne, co przeszkadza to wielkość porcji – to co jest nazywane daniem głównym przypomina przystawkę, nie wspominając o tym, że desery są albo olbrzymie (sernik) albo nie (far).
Cieszę się, że już wiem jak Agata Wojda gotuje w „swoim” miejscu. Podobno karta ma się dość często zmieniać, poczekam na wiosenne przysmaki, bo myślę, że do FESTu jeszcze wrócę.
Komentarze
Prześlij komentarz