TRYB JASNY/CIEMNY

Rehabilitacja - tydzień czwarty



Monotonna? Oj nie!
To tydzień, gdzie zrobiłam pierwsze kroki bez kul i zaczęłam jeździć na rowerze (no dobra trenażerze) w wpinanych butach!

Dzień dziewiętnasty

minął nie wiadomo kiedy – dwa rowery i dwie gimnastyki. Padłam.

Dzień dwudziesty

zobaczyć siebie na pierwszym filmiku z chodzenia – rozpacz. A może bardziej rozpaczliwość? No w każdym razie jeszcze nigdy maraton nie wydawał mi się tak długi jak teraz! Z drugiej strony zrobiłam już pierwsze kroki bez kul! To jest naprawdę ważne i wzruszające dla mnie. Dla kogoś, kto kilka razy w tygodniu (no codziennie jak był dobry tydzień) coś trenował to takie kilka kroków oznacza, że a) praca przy rehabilitacji nie idzie w las (choć w tym tempie to nie wiem czy można mówić o chodzeniu czy bardziej o przemieszczaniu) b) jest nadzieja…. Ta nadzieja na powrót do sprawności to jest co,ś co  mobilizuje mnie do rehabilitacji. Bo, że nie cierpię rehaba to wiadomo, jak można lubić coś co sprawia tyle bólu.. ja nie umiem…Dzień dziewiętnasty
Jak bardzo można zmęczyć ręce – bardzo. Ale nie oddam niedzielnych treningów na siłowni! Nawet 30 minut jazdy na rowerze zleciało szybciej, niż to w domu – ot dzieje się wokoło to czas szybciej płynie.
Domowe rolowanie – jak to się fachowo nazywa amortyzacja sprzętu – oj bardzo – zarówno rollera, taśmy i uwaga piłki do peloty (rozmiar 2), która służy do rozmasowywania stopy.


Dzień dwudziesty pierwszy

Mam taki serial na Netflixie, który oglądam tylko na rowerze. Niedługo chyba będzie kolejny sezon – a trzymam się zasady, że patrzę na niego tylko jak jeżdżę, jest na tyle interesujący, że chce się go oglądać, ale jednocześnie nie taki ciekawy, żeby pedałować dłużej, ot mam rowerowy, rehabilitacyjny serial.

Dzień dwudziesty drugi

Jeżdżę i się gimnastykuję. Nic nowego. Wciąż wszędzie widzę dwie sprawne nogi, to znaczy u wszystkich tylko nie u siebie. Męczy to mnie ogromnie. Pewno dlatego, że 98% moich znajomych uprawia sporty, większość bieganie, dużo triathlon. Mój cały „Internet” jest sportowy. Czytam relacje z zawodów, narzekania na treningi. Denerwuje mnie to strasznie. Zastanawiam się, czy sama nie byłam podobna – wybrzydzanie na pogodę i zmęczenie – zamiast cieszyć się z tego, że można trenować. Ehh, szkoda, że to jest tak, że człowiek zawsze mądry po fakcie. No w każdym razie do odwołania nie zamierzam narzekać na treningi, niech no tylko je zacznę!!!

Dzień dwudziesty trzeci

Poszłam na siłownie i tym razem jeździłam na spinningowym rowerze – UWAGA – w wpinanych butach! Jak dla mnie to kolejny „krok” w stronę normalności. I w końcu będę mogła napisać o moich butach rowerowych. Historia jest taka: upatrzone, zamówione w Internecie, paczka się spóźniała i przyszła zamiast na początku września to 25. Co znaczy nie było radości z otwierania pudełka, przymierzania, był płacz lekko otępiałej od leków przeciwbólowych osoby. Długo czekały w pudełku, nawet bloków nie miały…

Dzień dwudziesty czwarty

12 godzin dzieli dwie jazdy na rowerze i dwie gimnastyki. Ale pomimo szalonej niedzieli wszystko „zrobione”.

Komentarze

  1. Gratuluję postępów! Ja ostatecznie zdecydowałam się na rehabilitację w klinice Multimed, na terenie Warszawy i również szczerze mogę polecić. Dość szybko udało mi się wrócić do sprawności fizycznej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy wpis. Warto było tutaj zajrzeć

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa