Dim sum – kolorowy parnik

Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam – pierożki na parze.

W Warszawie swego czasu szalałam za Parnikiem, potem pojawił się Chef Panda, dim sumy jadłam na śniadanie w Chinach (na obiad i kolację też). Jednym słowem jestem wielką fanką parowanych pierogów.

Pełna Para Po Wiśle

W Pełną Parą Po Wiśle jeszcze nie byłam, a że akurat była konferencja w okolicy to… zamówiłam zestaw do spróbowania 10 różnych pierożków.

10 różnych, uroczych, kolorowych, w ciekawych kształtach pierożków. W parniku znalazły się takie kombinacje: dynia z orzechami, szpinak z serem, warzywa z grzybami (bez glutenowe), kurczak z kimchi, indyk, jajko z koperkiem, wieprzowina z shiitake, krewetka z czosnkiem, wołowina po tajsku, kaczka hoisin z imbirem. Nieźle nie? Do tego warzywa jako przybranie.

Gdybym jadła tylko oczami to bym była w 100% zachwycona, a tak….różne ciasta wymagają „swojego” czasu gotowania…w efekcie żaden pierożek nie był ugotowany w punkt….wszystkie były gorące, ale konsystencja pozostawiała do życzenia.

Pełną parą zapunktowało u mnie – bo pierożki były podane na specjalnym papierze bez plastikowego talerza – praktykowany i w Parniku i w Pandzie, nie było już wielorazowych pałeczek, ale i tak plastiku mniej….

Restauracja a nie bar pierożkowy

Sam lokal śliczny, przestronny, i bardzo bardzo zatłoczony w porze lunchu. Obsługa miła i szybka.
Różnica między Pełną Parą a moimi lokalnymi dim suami jest taka, że te dwa wspominane miejsca to bary z pysznym jedzeniem a PP to coś więcej, jest tam bardziej elegancko, drożej (coś za coś), ale już nie powiedziałabym smaczniej.

Miejsce poleciłabym jako pierożki fusion, zamówiłabym jeden rodzaj, wtedy myślę, że byłoby smaczniej…..inna sprawa, że w przypadku Parnika i Pandy jest mi po drodze, tutaj raczej wycieczek na Powiśle robić nie będę….

Jedym słowem – okej, ale nie mam potrzeby tam wracać….