Indoor Triathlon – życiówka ze śrubkami
Tegoroczna edycja zaczęła się 23 października, mało pamiętam z tego dnia, było dużo tabletek przeciwbólowych i początki rehabilitacji. W listopadzie już czułam się na tyle dobrze, że śledziłam w sieci jak ścigają się moi znajomi. W grudniu zaczęłam snuć plany, kiedy to wystartuję. W styczniu znosiłam bardzo bolesną rehabilitację wiedząc, że pod koniec lutego wystartuję.
Wczoraj po godzinie i dwudziestu siedmiu minutach dostałam medal.
Jestem bardzo szczęśliwa, że sezon w ogóle się zaczął! We wrześniu mój sportowy świat się połamał a teraz powoli się odbudowuje. Bardzo wolno i przy wielkich nakładach czasu, rehabilitacji i treningów. Stracić sprawność i kondycję można bardzo szybko… wrócić do sportu nie jest łatwo.
Zawody
A teraz o samych zawodach. Zgodnie z zaleceniami mojej rehabilitantki przyszłam wcześniej, żeby zrobić porządną rozgrzewkę – 20 minut na rowerze i 15 minut w wodzie.Wystartowałam w samo południe. W basenie nie mogę się jeszcze odpychać przy nawrotach co w przypadku 20 długości stanowi duże utrudnienie i spowolnienie. Nie byłabym sobą jakbym nie porównała czasów z ubiegłym rokiem – straciłam około 30 sekund porównując do wcześniejszych startów. Co oznacza, że siłownia zrobiła swoje! Silniejsze ręce pozwalają szybciej pływać!
Strefa zmian to spacer w klapkach, tak żeby się przypadkiem nie pośliznąć na schodach. W HIT (Hilton Indoor Triathlon) wygląda to tak, że na jednym poziomie jest basen (1) a na wyższym siłownia, gdzie ustawione są rowerki i bieżnie.
Potem był rower, tutaj strata wynosiła tylko dwie minuty. Czułam, że mogłabym pojechać szybciej, ale noga już zaczynała dawać znać. Jednak pomimo początku bólu miałam wielką frajdę z jazdy.
Potem była bieżnia, tutaj to już zabawnie nie było. 18-20 minut dłużej niż w zeszłym sezonie. Trudno. Jest nad czym pracować.
Wnioski
Wniosek – 4 miesiące rehabilitacji, codzienna jazda na rowerze (z reguły dwa razy dziennie) i po całkiem skomplikowanej operacji można ukończyć triathlon!Jest też drugi wniosek, następnym razem (za miesiąc) trzeba to zrobić szybciej, bo z racji tego, że byłam ostatnia (w swojej grupie startowej) nie czekała na mnie nawet woda na mecie – wszystko poskładane. Dobrze, że medal dostałam… mam miłą pamiątkę i smutną lekcję na przyszłość – jak się jest wolnym to obsługa zawodów idzie sobie na przerwę, a nie czeka na zawodnika. Nie powiem to było duże rozczarowanie, bo zawsze akurat te zawody polecałam wszystkim, szczególnie tym zaczynającym tri przygodę jako przyjazne miejsce do debiutu, gdzie nie ma presji na wyniki, bo nie ma limitu czasu. Okazuje się, że jest inaczej. Z jednej strony było mi przykro, z drugiej motywacja wzrosła. Choć „z trzeciej strony” zmotywowana to ja jestem i to bardzo.
Czas na mecie był jaki był. Radość wprost proporcjonalna do spędzonych na „trasie” minut. No i pierwszy tri z tytanem w nodze ukończony.
Podziękowania
To chyba już ten moment, żeby podziękować ekipie z Kliniki Ruchu. Andrzej – dzięki za wsparcie od samego początku, Aga – dzięki za rehabilitacje, a doktorowi Pawłowi dziękuję za równe wkręcenie śrubek, które robi furorę wśród oglądających RTG mojej nogi!
Gratulacje, aby więcej sukcesów.
OdpowiedzUsuń