TRYB JASNY/CIEMNY

PZU Orlen Maraton Warszawski – bieg towarzyszący



Bieg wirtualny to chyba nie najlepsza nazwa, sugeruje, coś co można np. zrobić siedząc przed komputerem i wkładając gogle. A tu deszcz, obrzydliwa pogoda – to całkiem rzeczywiste rzeczy.

Dziś zamiast biec maraton w Berlinie wystartowałam w Biegu Wirtualnym na 10K (muszę zaraz załadować wyniki do systemu, bo mi aplikacja biegowa nie chciała się odpalić). 

Duch biegowy w narodzie nie ginie! Dziś w Lesie Kabackim (o 8 rano) były tłumy biegaczy, część nawet z numerami startowymi, Spartanie mieli zbiórkę na polanie, jednym słowem nie tylko ja dziś mokłam.

Smutno mi, że nie jestem teraz w Berlinie, mam nadzieję, że za rok wszystko zadziała, bo rok temu „odpadłam” z powodu złamania kostki, teraz pandemia – podobno nieszczęścia chodzą parami, więc zły los już wykorzystany!



A dziś było tak:

Rano przygotowałam sobie wszystkie rzeczy, stwierdziłam, że przy spokojnym tempie biegu, to lepiej na taki ciężki deszcz ubrać kurtkę przeciwdeszczową, zabrałam też nowego flaska (będzie o tych silikonowych butelkach post, bo jak się zdążyłam zorientować jest wiele modeli i mają różne ustniki, zakrętki…), buty trailowe bo zdecydowałam się na bieganie po lesie – lepsze dla kolan i mniej pada! To drugie miało największe znaczenie!

Zaparkowałam pod lasem i po rozgrzewce ruszyłam, mam już wyliczony dystans na prawie każdej ścieżce więc nie musiałam biegać wokół auta by uzyskać założony dystans!

Biegło mi się bardzo dobrze, w lesie deszcz nie był zbyt uciążliwy, za to błoto po kostki (buty umyte nie schną na balkonie). W aucie czekał na mnie medal – a co! Potem pozostało tylko rozłożyć folię na fotelu – trochę jak z American Psycho, ale dzięki temu nie niszczę tapicerki!




Ehh

Brakuje mi prawdziwych zawodów, od początku roku wystartowałam w WOŚP – tutaj szłam jeszcze raźnym truchtem (42 min na 5K), potem był triathlon pod dachem, dalej wirtualny „Wingsy” i Ursus, potem jedyny triathlon sezonu w Malborku i teraz to truchtanie leśne. Nie ma atmosfery biegu zbiorowego, nie ma kibiców…ale pozostaje szczęście z tego, że można biegać! Tego nic nie zmienia, nie zabierze. 

Dobrej niedzieli, a ja wciąż trzymam kciuki za maratończyków bo Maraton Warszawski wciąż na trasie (od wczoraj, łącznie z nocą)…

Komentarze

  1. Być może wezmę udział w najbliższym biegu - bo chyba jednak warto. Siedzenie na tyłku nic nie da - dlatego warto biegać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam biegać - z chęcią wziąłbym udział w maratonie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa