TRYB JASNY/CIEMNY

Ursus Biega – wirtualny bieg z prawdziwym pakietem startowym i medalem


Ktoś kiedyś powiedział, że nawet średnie zawody są lepsze niż najlepszy trening. Dziwnie to brzmi, ale…. z blaszką i śrubkami w nodze bieganie bywa trudniejsze, niby powinno być super, a bywa mniej fajnie. Dlatego szukam dodatkowych motywacji, żeby biegać.


Lokalne biegi – coś za czym biegacze przepadają albo nie cierpią. Trudno o pośrednie uczucia. Ci, którzy je lubią (ja się do nich zaliczam) doceniają kameralność imprezy, wiele osób się zna, biega się po trasach, które się świetnie kojarzy, gdzie nie ma zaskoczeń podbiegiem czy nasłonecznieniem drogi… Ci którzy ich nie lubią mają dość znanych miejsc, wiecznie tych samych twarzy, czasem brakuje osób do rywalizacji albo gorzej, wszystkie miejsca w danej kategorii wiekowej są już „zajęte” i my nie możemy do nich dobiec.


Ja dodatkowo lubię lokalne, małe biegi w miejscach, których wcale nie znam. Dlatego biegałam Parkruny w Gdyni czy Gdańsku, startowałam w małym biegu w Madrycie czy próbowałam się ścigać z Baskami pod górkę, jechałam też kiedyś na bieg asfaltowy na 5km, który okazał się biegiem przełajowym na 10 bo na tej wsi, na której się odbywał, wszyscy wiedzieli o zmianach i nie napisali o tym w Internecie…
Pandemicznie biega się wirtualnie, dlatego jak znajomy mi wysłała, że w Ursusie jest bieg, można sobie wybrać dystans to się zapisałam. Dodatkowo dzięki sponsorom udział w biegu był bezpłatny.


Wybrałam dystans 5km, bo to motywuje, żeby wyjść z domu a jednocześnie, gdy pobiegamy rano to wieczorem możemy spokojnie pójść powiosłować po Wiśle.


Pakiet startowy był do odbioru w parku, w namiocie wolontariusze w maseczkach wydawali numer startowy, maseczkę, bluzeczkę i….medal. Chodziło o to, by nie przyjeżdżać raz jeszcze po jego odbiór. Dziwnie, ale takie czasy. 


Pakiet odebrałam w ubiegłym tygodniu, dziś poszłam pobiegać do lasu. Po biegu ubrałam sama sobie medal. Zasłużyłam, bo nabiegałam. Pewno, że to śmieszne, ale wcześniej medal mi się nie należał.
Teraz już wisi na wieszaku obok wielu innych. Cóż relację z zawodów ciężko napisać, mogę powiedzieć, że było słonecznie, gorąco i całkiem lokalnie bo mimo, że bieg z Ursusa to pobiegłam go w „swoim” lesie.


Za rok mam nadzieję, że będę się „gonić” po alejkach parku w Ursusie, bo wirtualne zawody są fajne, mobilizują i sprawiają frajdę ale to nie jest to co udział w prawdziwych zawodach….nerwy, kolejki do łazienek, głupie rozmowy przed startem, hasła kto biegnie treningowo……oj tego wszystkiego brakuje coraz bardziej. Smutne było to jak sama sobie medal na szuję założyłam….


Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa