Bieg na szczyt 2019 – relacja
Wiem, wiem lekarze twierdzą, że to nie możliwe, ale nie wiem, czy wbiegali po schodach. Jeżeli tak, to pewno daliby się przekonać, że płuca mogą boleć i piec! Nie wspominając o duszącym kaszlu.
Bieg na szczyt – w tym roku, był dziwnie. Mój start przypadł na sobotni wieczór. Delikatnie mówiąc ni przypiął, ni przyłatał, jeżeli chodzi o godzinę. Pewno inaczej bym to postrzegała, gdyby to były ważne dla mnie zawody a nie okazja do wdrapania się po schodach z sentymentu do…widoku z góry. Dlatego wcześniej morsowałam, ale z obiadem to już uważałam, bo jak ktoś słusznie zauważył na trasie nie ma łazienek więc trzeba być przewidującym.
Pamiątkowy numer startowy fot. D.Szymborska |
Selfie przedstartowe |
Organizacja na tip top. Przyjechałam odebrałam pakiet – numer i bluzeczka, bez kolejki, uśmiechnięci wolontariusze. Potem rozgrzewka, bo nawet jak się człowiek planuje spokojną pionową wycieczkę w drapaczu chmur to trzeba szanować swój organizm. Pobiegałam dookoła kawiarenki znajdującej się w środku biurowca.
Punktualny start, to znaczy najpierw wyczytanie mojej grupy startowej, potem schody, schody i jeszcze raz schody. Na kilku piętrach czekali fotografowie, tym razem organizatorzy zadbali o miłą pamiątkę – każdy uczestnik bezpłatnie dostał dostęp do swoich zdjęć. Na mecie, czyli ostatnim piętrze medal i woda. Chwila na popatrzenie na rozświetloną Warszawę i winda na dół. Wszyscy kaszlą i się cieszą, wesoła ekipa z pewnością!
Szyba była tak wypalcowana, jakby każdy biegacz czy biegaczka, którzy wbiegli tutaj przede mną musieli zostawić odcisk...fot D.Szymborska |
Selfie na 38 piętrze |
Jedyne czego zabrakło w tym roku to sportowa atmosfera. To znaczy, wszystko było super zorganizowane, jedyne co było inne niż w latach poprzednich to brak zagrzewającej sportowo konferansjerki. Może to była kwestia wieczornego startu, zmęczenia wszystkich? W każdym razie, wdrapałam się na 38 piętro, ucieszona wróciłam do domu, żeby wziąć długi prysznic i cieszyłam się dalej sobotą.
Bieg na szczyt to jedne z tych zawodów, które po prostu bardzo lubię, oczywiście, że są pełne rywalizacji, strażacy walczą ze schodami w pełnym rynsztunku, elita zdobywa punkty a dużo entuzjastów chodzenia po schodach, takich jak ja, cieszy się z możliwości otwartej klatki schodowej w jednym z ładniejszych wieżowców w Warszawie.
Za rok, pewno znów wystartuję…,bo lubię!
Jeżeli ktoś się zastanawia jaki sens jest sens w takich zawodach to tutaj moja lista:
- Szalony pomysł chodzenia lub biegania po schodach,
- Wielu znajomych, którzy są podobnie „schodowi”,
- Możliwość spotkania światowej elity – świat schodowy nie jest zbyt duży, dzięki temu na zawodach liczących się do punktacji rocznej biegają osoby z całego świata,
- Radość na mecie – może nie ta od razu, bo pierwszy jest kaszel potem uśmiech, ale potem jest naprawdę wesoło,
- Dobra zabawa – tak uważam, że taka wycieczka po schodach nią właśnie jest.
Śliczny, pamiątkowy medal fot. D.Szymborska |
To chyba tyle, za rok będę znów chciała wystartować…a jeszcze dla miłośników ładnych gadżetów to medale z tego biegu są zawsze ciekawie zaprojektowane, jeden miał nawet ruchomy element, a ten z tego roku, był po prostu śliczny i bardzo starannie wykonany. Tak, że do listy „za” startem można jeszcze dopisać śliczną pamiątkę!
Komentarze
Prześlij komentarz