Triathlon w Brodnicy – relacja
Meta zawodów fot. J. |
Sezon tri w Polsce zaczyna się w maju – pływanie jak w
przerębli i kończy we wrześniu – jeziora zaczynają zamarzać. Do tego dochodzi
marznięcie i moknięcie na rowerze i biegu. Niby przez 1/3 roku można startować,
tyle, że ciepło to jest przez miesiąc, półtora.
Mądrze by było wybrać sobie jako ważne starty – początek i
koniec sezonu. Startowanie tydzień po tygodniu jest trudne i naprawdę męczące.
To dobre rozwiązanie dla krótszych dystansów gdy wiem, że możemy poprawić czas,
albo np. złapaliśmy gumę, czy zbyt się odwodniliśmy.
Przez tydzień przerwy między zawodami można odpocząć, bo nic
innego w formie nie jesteśmy w stanie zmienić.
Byłam bardzo niezadowolona ze swojego „występu” w Piasecznie,
pojechałam odkuć się w Brodnicy. Zapomniałam, że trasa kolarska to multum
podjazdów, nie wiedziałam, że zmieniona została trasa biegowa – z sympatycznej –
od jeziora do miasteczka na – podbieg wzdłuż trasy rowerowej i zbieg po
nawrotce.
Same zawody bardzo sympatyczne. Wykonalne jest „obrócenie”
jednego dnia Warszawa-Brodnica-Warszawa, choć bycie kierowcą i startującym to
nie jest najlepsza kombinacja, zdecydowanie lepiej być pasażerem triathlonistą.
Wczoraj było tak:
3.45 – pobudka
4.15 – wyjazd
7.00 – odbiór pakietu startowego
8.00 – wstawienie roweru do strefy zmian
8.30 – obserwacja śniętych ryb (sztuk trzy) pływających w kąpielisku
10.15 – rozgrzewka i rozpływanie
10.50 – start z wody
12.28 – medal na szyi
13.00 – kąpiel w jeziorze
13.30 – odbiór roweru
16.30 – obiad w MAHO
18.00 – prasowanie czyli kontynuacja zawodów na IRONMAN
Mój "szczęśliwy" ręcznik - jest ze mną na wszystkich zawodach fot. D.Szymborska |
Teraz kilka słów o trasie – pływanie – start z wody – bardzo
lubię to rozwiązanie, owszem dystans do przepłynięcia jest dokładnie taki jak w
regulaminie nie ma biegów, dobiegów, ale dzięki temu triathlonowa „pralka” na
starcie jest mniejsza. Przy kameralnych zawodach, a takie są właśnie te w Brodnicy
start jest sympatyczny a nie podtapiający. Jezioro naprawdę miało ciepłą wodę –
płynęłam bez pianki, tylko w spodenkach neoprenowych (cudownie nie pozwalają
nogom tonąć).
Szybki podbieg do strefy zmian (niedużej).
Wyjazd na trasę
rowerową – podjazd od razu. Trasa trudna, i tak jak na dystansie 1/8 to była
jedna pętla tak 4 na „połówce” to koszmar. Owszem można się ładnie rozpędzać na
zjazdach, ale dla mnie trudne było nadrobienie tego co traciłam na podjazdach.
Wybieg na trasę biegową, którą można było oglądać z roweru
bo biegła ścieżką rowerową obok drogi po której jechaliśmy. 2.5km podbiegu i
potem zbieg.
Delikatnie mówiąc trasa nie porywa, kibiców praktycznie nie
było, mili wolontariusze, postawiony wioskowy punkt polewania zawodników
wiadrem, jedna kurtyna wodna a bardziej pan z wężem ogrodowym.
Atmosfera zawodów ogromnie sympatyczna, owoce na mecie,
medal i miska makaronu na regenerację.
Czy za rok tam się wybiorę? Nie wiem, jeżeli tak to na
najkrótszy dystans bo na zdwojoną ilość podjazdów i podbiegów nie mam ochoty.
Komentarze
Prześlij komentarz