Triathlon w Piasecznie – relacja
Ostatni podbieg i meta fot. T. |
Mierz siły na zamiary. Im wyżej mierzysz tym o większy zawód łatwo.
Dziś to nie był mój dzień. Zupełnie.
To trochę tak jak konferencje tenisistów w czasie których zawodnicy opowiadają dlaczego przegrali. Im przynajmniej za to płacą, to część kontraktu.
Zamiast opisywać co poszło źle (a poszło wszystko) to opowiem o imprezie.
Lokalne zawody w Piasecznie (obok Warszawy), pływanie w czymś co wody nie przypominało. Rower wśród wsi i pól, bieganie wokół jeziorek po piachu i szutrze.
Wczoraj gdy obierałam pakiet startowy poszłyśmy z A. zobaczyć gdzie będzie start, A. powiedziała, że wycieli krzaki i dużo przyjemniej, woda zielona z takim czymś (podobno plankton) pływającym na powierzchni co przypominało plamy po wylanej benzynie. Kaczki, spokój. Start w tym czymś, potem bojka nawigacyjna i uwaga, uwaga – przepływamy pod mostkiem by wyjść z zupełnie innym miejscu.
Dziś ratownicy wodni na motorówkach „rozpływali” plankton. Koloru wody to nie zmieniło, ale na chwilę nie było takich wielkich zielonych plam tylko takie mniejsze.
Start w dwóch falach. Strefa rowerowa długa okrutnie. Nie żartuję rowery na jednym stojaku, wieszane z dwóch stron, ciągnęły się aż po horyzont.
A bym zapomniała, padało, lało, padało i na moment przestawało.
Dobrze, że pomyślałam o workach do zapakowania butów bo będąc mokrą ubierałam choć na chwile suche rzeczy!
Trasa rowerowa trudna – dużo zakrętów (remonty dróg), dużo podjazdów i zjazdów też bo jechaliśmy do pachołka i robiliśmy nawrotkę. Zero oznaczeń kilometrów, tylko (przydane) informacje o nawrotce i czy ostrych zakrętach. Dużo tramwajów czy pociągów jak kto woli – czyli jazdy na kole.
Dalej pada, leje i przestaje na chwilę.
Trasa biegowa błotno, piaskowo, brukowa. Dwie pętelki wokół stawów i pomiędzy willami. Błoto po kostki, piach wszędzie.
Meta na jednej z Górek Szymona.
Przemili wolontariusze i kilka punktów kibicowania, takich zorganizowanych (był konkurs) ale też trochę mieszkańców z grzechotkami, inni w oknach. Z pewnością jesteśmy coroczną tradycją i utrudnieniem, bo z tego co wiem to przez zawody nigdzie w okolicy nie dało się dojechać.
Ma mecie medal i szybko można było odebrać rower i rzeczy ze strefy zmian.
Już po. Euforii brak, szkoda bo rzadko się zdarza (3 razy w roku) triathlon w okolicy Warszawy (5150, Nieporęt i ten) i warto by się pościgać.
Mostek - ideal miejsce do robienia zdjęć fot.T. |
A to już drugi "staw" fot. T. |
Chwila bez deszczu fot. T. |
Będą następne razy, oby inne, szybsze.
1/8 IM to dystans dziwny, wbrew pozorom trudny bo wszystko trzeba robić jeszcze szybciej niż na sprincie, bo strat nie ma gdzie odrobić.
Za rok? Wystartuje, żeby poprawić czas – o to nie będzie trudno. Trzeba będzie odczarować zieloną wodę, ostre zakręty i tony piachu.
Pogoda dziś na pewno nie ułatwiała, choć tak naprawdę to tylko rower w deszczu robi się niebezpieczny bo w wodzie (dopóki nie ma burzy) to OK, a na biegu to deszcz jakoś zbytnio nie przeszkadza.
Komentarze
Prześlij komentarz