Wings For Life World Run 2020
Dobra, do dziś to troszkę się podśmiewałam z tych co przez lata uciekali przed samochodem. Podobnie było z biegami wirtualnymi – wydawało mi się, że to wyciąganie kasy od spragnionych medali biegaczy.
To po kolei. Po pierwsze dzięki Annie dziś goniłam się razem z innymi po lesie. Napisałam na FP blogowym (TUTAJ), że nie wiem co sądzić o biegach wirtualnych i dostałam voucher na dzisiejszy bieg. Tak, czasem rzeczy bywają takie proste.
Bieg o 13 – czyli w środku dnia, „ni przypiął ni przyłatał” jeżeli chodzi o planowanie niedzieli. Trudno, to bieg międzynarodowy, ba ogólnoświatowy i u nas wypadło na 13.
Pojechałam chwilę wcześniej, żeby znaleźć miejsce do zaparkowania – nawyk w dojeździe na zawody. To nie było głupie, bo więcej osób wpadło na pomysł biegania w Lesie Kabackim.
Najpierw spokojna rozgrzewka. Potem na dwie minuty przed startem moja aplikacja decyduje się zawiesić zupełnie. Punktualnie o 13 odpalam zegarek i nie odpalam aplikacji, bo się nie da. Myślę, trudno przyjechałam do lasu, zrobiłam rozgrzewkę to i tak pobiegam. Wściekłość duża – klnę, że tak jest z wirtualnymi biegamy, że to bez sensu. Po 500m wyciągam telefon i patrzę, odwieszona to klikam (stąd rozbieżność z tym co a apce a tym co nabiegałam).
Czuje się trochę idiotycznie – bo, tak przyczepiłam sobie agrafkami wydrukowany numer. Zawody to zawody. Po chwili widzę parę biegnącą z naprzeciwka – też mają numery startowe – machamy do siebie. Nie zwariowałam, albo wariujemy zbiorowo.
Okazuje się, że jest nas całkiem sporo, w różnych kierunkach, na mniejszych i większych ścieżkach, część (mniejsza) z wydrukowanym numerami, dużo osób w koszulkach z ubiegłych lat. Gonimy sobie po ścieżkach w Lesie Kabackim, goni też Dominka Stelmach, która przez lata wygrywała światowe „Wingsy” (dziś była druga w światowym rankingu- gratulacje wielkie! Przecież biegała po miękkich leśnych ścieżkach a nie po asfalcie!!). Machamy do siebie, jeden kolega biegacz udaje nawet, że ma skrzydła jak mija innych! Bawimy się świetnie!
Przebiegłam niecałe 15 kilometrów, i muszę przyznać, że: wirtualny bieg może być fajny, a uciekanie przed goniącym samochodem nie jest wcale takie idiotyczne jakby się wydawało.
A teraz o tym czego mi bardzo brakowało: tojtoi przed startem – przez lata wypracowane przyzwyczajenia biegowe, rozmów przed startem – te idiotyczne zdanie – kto treningowo, kto coś tam… kibiców na trasie – tak to lubię, a tutaj ich zwyczajnie było sztuk zero. W tym przypadku też dziwna była meta, która tak do końca nie wiedziałam, gdzie się będzie znajdować…
To była dobra niedziela, pewno w niepandemicznym świecie jak co roku (prawie) pobiegłam bym Bieg Konstytucji, a tak świetnie się bawiłam, czułam, że jestem częścią biegowego świata i mogłam oddychać bez maski w lesie.
Już zmówiłam się z koleżankami na za rok, na prawdziwy bieg, bo bądźmy optymistami, kiedyś znów będziemy startować w biegach ulicznych…
To nie brzmi idiotycznie. To brzmi całkiem sympatycznie :D
OdpowiedzUsuńna początku mi się to wydawało bez sensu, ale zdecydowanie zmieniłam zdanie :)
Usuń