Japoński mleczny w Łodzi czyli Ato Ramen na Piotrkowskiej
Brak telefonu na FP, strony www nie znalazłam. Piszę wiadomość, że stolik bym chciała zarezerwować. Po 3 godzinach dostaję informację, że rezerwacji nie ma bo to bar.
Wiem, wiem tak jest (jak czytałam) w Japonii, ale ja zwyczajnie nie cierpię czekać na stolik, omijam miejsca do których stoi kolejka. Jednym słowem nie zjem pączków w tłusty czwartek ani ramenu w weekend. Da się żyć i wybierać lokale z rezerwacją. Wyjątek robię dla Thai Marketu w Berlinie, tam wszyscy po wszystko stoją bo kucharze kucają gotując na prowizorycznych kuchenkach (TUTAJ).
Nie było kolejki, znalazły się miejsca przy barze. Uff.
Miso ramen w Ato w Łodzi fot. D.Szymborska |
Tyle się naczytałam, że w Ato tak rewelacyjnie karmią. Po jednym ramenie wiem, że karmią dobrze. Kropka. Więcej tam nie muszę jeść. Wybrałam ramen mięsny bo ten wegetariański pani kelnerka odradzała, słucham się zawsze. Jeżeli ktoś mówi, że jak się nie musi to lepiej brać inny, to wzięłam. Na zdjęciach i do mojego żołądku trafił miso ramen.
Jestem miłośniczką ramenów nie ich znawczynią, to znaczy jem je w dużych ilościach (nawet bardzo) ale w Japonii jeszcze nie byłam. Tak wiem, że ramen pochodzi z Chin, tam go jadłam ale z racji braków językowych (zupełnych) nie było to niezapomniane przeżycie tylko pożywny obiad.
Porcja jest wielka, lunch staje się również kolacją fot. D.Szymborska |
Ten łódzki był smaczny, mięso rozpływało się w ustach (jeden kawałek), jajka było tylko pół, ale marynowanego i ugotowanego w punkt, makaron był świetny. Po prostu brakowało tego czegoś żebym planowała kolejną wycieczkę do Łodzi.
A ilość glutaminianu, sody była tak duża, że piłam hektolitry wody przez resztę dnia.
Ato jest smacznym miejscem, ma klimat, przemiłych kucharzy – jak zawsze jestem zdania, że siedzenie przy barze jest super. Niestety ma do kitu wentylację. Jeżeli nie lubisz smacznie pachnieć, prać kurtki i myć włosów by pozbyć się kuchennych zapachów to, lepiej tam nawet nie wchodzić.
Jak wychodziliśmy stała spora kolejka. Bar to bar, tylko ceny jak w mlecznym japońskim, bo tam jest wszędzie drogo….
Wierz mi ,że w Japonii też można zjeść byle jaki ramen...Są ramenownie, gdzie kolejki ustawiają się kosmiczne. Są takie, gdzie zjesz z marszu.
OdpowiedzUsuńCo do Ato baru - potwierdzam,że słoność powala i dla mnie smak słony dominuje nad innymi. Komunikacja z barem jest ...a właściwie jej nie ma. Ale w ramenowniach z zasady nie ma rezerwacji.
To tak jak z pomidorową, możesz zjeść genialną i badziewną w Polsce. W kosmicznych kolejkach, jak wiesz nie stoję. Nic tylko jechać do Japonii i testować :) na razie jem na miejscu albo w podróży i bywa, jak sama wiesz, różnie....
UsuńMoże zbyt dużo ramenów nie jadłam,ale tam z wołowiną jest dla mnie przepyszny. Innych nie próbowałam, bo za kazdym razem ten sam biorę, bo mi tak smakuje;-) Ramen z Osimi misek z Wrocławia to przy tym pikuś. Jak dla mnie oczywiście:-)
OdpowiedzUsuńTo znowu trzeba będzie coś zjeść :) na razie spróbowałam tego jednego. To jeden z wyjątków mięsnych w restauracjach bo staram się ostatnio (to znaczy od nowego roku) jeść mięso najwyżej raz w tygodniu.....ale nie żałuję, że wykorzystałam ten raz na ramen :) a miejsca o którym piszesz we Wrocławiu nie znam :) (jeszcze)
UsuńTam jeszcze nie byłam, ale odnośnie marketingu to dość dziwne, że nie mają ani strony internetowej ani instagrama.
OdpowiedzUsuńInstagamowe konto mają, ale co ciekawe nie ma u nich na FP opcji oceniania lokalu?!
Usuń