MER 2017 czyli 24 godzinny bieg po schodach
Z tej strony na selfie widać napis RUN z drugiej jest jeszcze HAPPY - zdjęcie zrobione na oblodzonych, falenickich wydmach |
„Dwa lata temu pobiegłam Marriott”, czyli przekładając z towerruninngowego
żargonu – wbiegłam po schodach 42 piętra i pojechałam się umyć do domu bo za
chwilę miałam samolot, inni w tym super szybko biegająca Róża chodzili przez 24
godziny w górę po schodach i zjeżdżali windą by.... czynność powtórzyć.
MER czyli Marriott Everest Run to ciekawe wyzwanie, coś dla pasjonatów:
a) chodzenia/biegania po schodach
b) tych co chcą sprawdzić wytrzymałość swojego
organizmu
c) uwielbiających wyzwania i zakłady – co ja nie wejdę?!
Na konferencji prasowej dowiedziałam się, że ta edycja jest specjalna
bo równolegle z MER wystartowała kampania społeczna „Nasz Everest” – dotycząca choroby
Pompego, która osłabia mięśnie (głównie oddechowe i nóg) i czyni każdy krok
trudnym, takim jak te dzielące himalaistów i biegaczy od szczytu Everestu...
Od 9 rano mój znajomy Mariusz dzielnie wchodzi i zjeżdża, wchodzi i
zjeżdża... Zrobił to już 54 razy (stan na godzinę 20.40), do rekordu brakuje mu
jeszcze 50 wejść….trzymam kciuki, żeby mu się udało! Samo wejście tyle razy
jest już ogromnym sukcesem, a tu jeszcze cała noc i poranek na dokończenie
wyzwania….
Inaguracja kampani "Nasz Everest" fot. D.Szymborska |
Bardzo eleganckie miejsce na depozyt w Hotelu Marriott fot. D.Szymborska |
Pakiet startowy fot. D.Szymborska |
Przerwa w chodzeniu po schodach fot. D.Szymborska |
START! fot. D.Szymborska |
Ogromnie podoba mi się idea tych zawodów – można wejść raz, wspiąć się
pięć razy albo rywalizować ze sobą i innymi do samego końca….w tym roku są
medale….wpisowe w całości wspiera działalność Fundacji Wsparcia Ratownictwa RK,
czyli można wydać 100 złotych i spędzić niezapomniane 24 godziny. W pakiecie
piwo (bezalkoholowe), buff, ręcznik, chip i ulotki, do tego przemili
wolontariusze obsługujący depozyt, miejsce startu, windę….szerpów wielu a
atmosfera naprawdę świetna!
W tym roku byłam tylko kibicką, swój trening zrobiłam na wydmach w
Falenicy, dobrze, że miałam nakładki na buty (chyba trzeba znowu o nich
napisać, bo mi zęby ratowały!) to udało się pobiegać bez wywrotek.
Trzymam kciuki za wszystkich wchodzących na Marriottowy Everest!
A to szare na ścieżce to lód po którym spływała woda...fot. D.Szymborska |
Jezu, ja nie wiem czy weszłabym raz, a tutaj 94 razy :D
OdpowiedzUsuń105 był rekord :)
Usuń