TRYB JASNY/CIEMNY

Pierwsza i jedyna, czyli szosa nie jest kobietą

Selfie po wyścigu, telefon był w woreczku strunowym, jak cała reszta "ekwipunku"


Odkąd jeżdżę na rowerze to śledzę prognozy pogody, tak jak przy bieganiu trzymam się zasady, żeby nie było zimniej niż dwadzieścia kilka stopni, tak przy szosie zachowuje się jakbym była co najmniej z cukru. Unikam wiatru, deszczu… Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że trzeba to zmienić! Dziś właśnie tak było: sprawdziłam rano – od 18 deszcz na 100%, sprawdziłam popołudniu – od 18 deszcz na 70% - pojawiła się nadzieja, że może jednak nie będzie padać. 17.10 – odebrałam numer startowy do wyścigu B w czasie Czwartków Kolarskich. Zaczęłam rozgrzewkę – zmokłam zupełnie, moje ochraniacze na buty, które mają być nieprzemakalne, działają jak filtr – przyjmują wodę do butów i nie pozwalają się jej wylewać!

Mokra stanęłam na starcie. Kilkunastu chłopaków i ja. Żadna inna dziewczyna nie przyjechała się ścigać na Torze Wyścigów Konnych. Szkoda. Nie zawsze szosa jest kobietą….


To prawda, różowy jest moim ulubionym kolorem - na zdjęciu moje "zestawy", które upycham do kieszonek kolarskich fot. D.Szymborska


Sam wyścig jak zawsze ogromnie sympatyczny, przemiła obsługa, nawet pojawiło się stoisko z kiełbaskami! Do tego pan konferansjer – pełen profesjonalizm, przemili sędziowie. Jest też karetka i przenośna toaleta – jednym słowem wszystko co towarzyszy super zawodom kolarskim!

Trasa – zawsze ta sama w czasie Czwartków Kolarskich – pętelka – trudna bo z jednym ostrym zakrętem 180stopni i drugim łagodniejszym. Co ciekawe tu też potrafi bardzo wiać! Dziś nawet zbyt bardzo nie wiało za to lało!

To było wyjście ze strefy komfortu – ciemno (moje okulary słoneczne czyniły dzień jeszcze bardziej szarym), mokro ale niezbyt zimno! Chlapało w twarz, oj chlapało, a wyścig kolarski polega na tym, by jechać „na kole” czyli – chlapie jeszcze bardziej!


I co? I świetnie mi się jechało! I już się nie mogę doczekać kolejnych zawodów, choć mam malutką nadzieję, że może następnym razem nie będzie padało…

Komentarze

  1. Startowałem w latach sześćdziesiatych na czwartku dookoła stadionu dziesieciolecia na szosowym Diamancie, prezencie od dziadka, było ostro i wytrzymałem w czołówce tylko pięć okrążeń. Teraz przyjadę karbonowym Cannondalem już tylko popatrzeć, ósmy krzyżyk leci coraz szybciej niestety i arytmia lepiej niech się nie budzi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa