Szlak Tapas w Warszawie – dzień numer 2
Od lewej od góry: dorsz, ośmiornica, krewetka, 2x krokiety, pampuch, poliki, papryczki (bo śliczne) i morski pomidor fot. D.Szymborska |
Tak, zjadałam 8 tapas, to znaczy nie tak do końca, bo czasem mi średnio
smakowało, co nie zmienia faktu odwiedzenia 7 różnych restauracji i barów. To
nie błąd, bo z powodu zmian Mojo Picon zamiast serwować tapas na Poznańskiej i
na Prostej, w tej drugiej lokalizacji podaje dwie różne tapy.
Przypominamy trochę
inspektorów przewodników kulinarnych, my to znaczy pięć blogerek z notesikami.
Każda ocenia trochę inaczej, jednak lubi rzeczy słone, druga prawie nie używa
soli w kuchni, trzecia lubuje się w daniach pikantnych, czwarta zwraca uwagę na
dobór alkoholu do tapy, piąta cieszy się wystrojem i atmosferą restauracji.
Czyli razem oceniamy wszystko!
Znów będę się trzymać kolejności jedzenia, bo tak najwygodniej niczego
nie pominąć. Jeszcze tylko dla przypomnienia, wszystkie zjedzone przeze mnie
tapas można zamówić w opisanych restauracjach od 1 do 15 czerwca. Ceny tapas są
takie same – 15PLN. Dobra wiadomość jest taka, że „w zestawie” jest piwo lub
cava, czasem możliwa jest lemoniada. Więcej informacji TUTAJ
Odolany – Roladka z dorsza i szynki
Dorsz z ciekawymi dodatkami fot. D.Szymborska |
W zeszłym roku to było odkrycie – małe bistro na parterze nowego bloku,
serwujące takie pyszne tapas. Teraz inny szef ale jedzenie wciąż przygotowywane
z pasją. Tapa dobra ale niestety nie
taka zjawiskowa jak rok temu. Dla tych co myślą, że coś przegapili świetna
informacja – zeszłoroczne, nagrodzone tapas jest jedną z pozycji w karcie,
owszem już nie w takiej promocji ale wciąż można je zjeść! A dorsz dobry, salsa
ciekawa, a popcorn z kaszy miło strzelający. Co ważne, szybka, sprawna i miła
obsługa, dla której nie jest wyzwaniem podanie 6 tapas na raz dla wszystkich
przy stoliku.
Mojo Picon – Bakłażan del mar i ośmiornica „on the rocks”
Krewetka z bakłażanem fot. D.Szymborska |
Ośmiornica, ziemniak i sos fot. D.Szymborska |
Lubicie pachnieć panierką? Ja nie przepadam. Mojo Picon jest ruchliwym
miejscem, dużo klientów, wiele zamówień, sporo smażenia. No właśnie coś okapy w
kuchni dziś nie dawały rady. Niby szczegół ale dla mnie dość ważny. Bar w
którym czuje się prawie jak w Hiszpanii. Atmosfera świetna. Niestety czas
oczekiwania na tapas bardzo, bardzo długi. To duży minus, bo tapas z zasady ma
być przekąską do drinka….i idziemy na kolejną. Porcje w Mojo Picon duże, pod
nazwą bakłażan del mar skrywa się dobra krewetka (starannie wyczyszczona z
jelita), smaczny bakłażan i bardzo ciężka panierka. Jest jeszcze sos i dodatki.
Duże, smaczne tapas. A ośmiornica – cóż moja była bardzo nieudaną gąbczastą
macką. Ziemniaczek po kanaryjsku bardzo smaczny. Pomysł z zabarwieniem go na
czarno – efektowny. Uwielbiam gotowane w słonej (morskiej) wodzie ziemniaki i
ten był wyśmienity. Sosy wyraziste. Jeżeli tylko kucharzowi uda się dopracować
sposób serwowania ośmiornicy to taki szaszłyk kanaryjski będzie świetnym tapas!
Jak nie, to trzeba zamawiać krewetkę! Pewne jest to, że pomimo zapachu
smażeniny w Mojo Picon miło spędza się czas!
Tapas Gastrobar – pomidor morski
"Sztuczny" pomidor! fot. D.Szymborska |
Zapamiętałam sprzed roku homeopatyczną porcję, byłam przygotowana, że z
racji lokalizacji i klienteli (goście pobliskiego hotelu Hilton) mogę liczyć na
tapasiątko i świetną atmosferę. Nie pomyliłam się. Pomidor morski, a bardziej
pomidorek koktajlowy to ciekawa kulinarnie konstrukcja – pasta krewetkowo,
kalmarowo, mulowa zamknięta żelową powłoczką o smaku pomidora. Śliczne to,
takie na jedno ugryzienie. Dla mnie ciekawy smak i dobra zabawa, bo
krewetkowego pomidora wcześniej nie jadłam. Do tego prawdziwie hiszpański
ogródek i nic tylko zamawiać, zamawiać i zamawiać bo jednym pomidorkiem to
szybko się nacieszymy! W karcie cava i piwo w zestawie z morskim pomidorkiem.
Sobremesa Tapas Bar – krokiety z byczego ogona
Mięsne krokiety fot. D.Szymborska |
Ah Koszyki, Koszyki. Byłam zaraz po otwarciu, przychodziłam jeszcze
kilka razy, za każdym razem nie znajdowałam nic dla siebie. Chyba bardziej
lubiłam sklep spożywczy i kiermasz taniej książki, który był przed remontem. Sobremesa
przy barze ma, no właśnie – kanapeczki a’la pintxos. Nie skusiła bym się. Za to
obsługa – świetna, przygotowana, nawiązująca kontakt z gośćmi. Lubię gdy kelner
wie co podaje i umie o daniu opowiedzieć, a jak słyszy słowa małej krytyki to przyprowadza
z szefową kuchni by porozmawiać o daniu. (edit: jak napisała do mnie event manager, to szefem kuchni jest pan Krzysztof Bachleda, a pani Alicja jest jego zastępcą). Znów moje ulubione krokiety. Tym razem
z mięsem. Miał być jeszcze dodatek sera, ale był niewyczuwalny. No dobra,
krokiety były troszkę suche, ale zjadłam trzy bo a) smak był wyśmienity, b)
panierka chrupiąca, c) dobry sos. Przekazałyśmy uwagi dotyczące wolno
gotowanego ogona wołowego, odrobina sosu i sera i będzie super. Byłam
zaskoczona, w tych nowych Koszykach, w których tak dziwnie się czułam spędziłam
bardzo miło czas. Nie wiem czy wrócę, ale wiem, że pintxos w barowej gablocie
na szczęście nie pokazują prawdziwej kuchni w Sobremesa – jest dużo smaczniej.
Do tego młoda Szefowa Kuchni jest bardzo komunikatywna i otwarta na sugestie.
Lubię rozmawiać z kucharzami, cieszę się, gdy słuchają opinii gości a nie
wszystko wiedzą lepiej.
Bar Szawa – Tapa Szawa
Prawdziwe hiszpańskie jedzenie, trochę szkoda, że w piwnicy....fot. D.Szymborska |
Kilka kroków, jeden zakręt i z Koszyków – światowych, metalowo
ceglastych schodzimy do podziemi. Bar Szawa to…. bar, taki do picia i
imprezowania. Mają piwo ze swoją etykietą i uwaga, uwaga mają prawdziwe
hiszpańskie krokiety! Serio. Nagle przeniosłam się o kilka tysięcy kilometrów.
Z pewnością pomogło w tym to, że wszyscy za barem mówili po hiszpańsku. Oj nie
zdawałam sobie sprawy jak łatwo można zapomnieć, że jest się w
Warszawie…wystarczy rozmawiać o tapas i jeść tapas…. To zdecydowanie była tapa
– sposób podania – piękne to nie było, ale takie jak spotykałam w barach np. w
Barcelonie. Gorący, rozpływający się w ustach krokiet z papryczkami na wierzchu
do tego super sos z odrobiną wasabi. To było super smaczne. Już planuję
rewizytę, bo zapamiętałam świetny smak i zamierzam się z nim spotkać znowu! Oby
lokal trzymał poziom, bo w karcie były jeszcze kanapki….
Słony – maczanka iberyjska
To jest pomysł, to jest wariacja! Pampuch z mięsem i kiełbasą! fot. D.Szymborska |
Uwaga będą ochy i achy, bo takie podejście, konsekwencja to mi się
podoba! Rok temu do patatas bravas kucharz dodał wątróbkę a teraz poszalał z
szarpaną wieprzowiną z hiszpańską kiełbasą, podane w pampuchu! To było coś!
Pomysł, wykonanie! Samo miejsce sprzyjające imprezowaniu lub szybkiej wizycie w
czasie lunchu. Profesjonalna obsługa, och jak ja lubię jak pan kelner umie
opowiedzieć o daniu, jest przygotowany, uśmiechnięty i wie co kuchnia serwuje!
Wreszcie pomysł by nie silić się na coś co by nie pasowało do lokalu tylko
podejść do idei hiszpańskiego tapas z inwencją, nie bać się eksperymentu! Do
tego klimatyzacja i nic tylko zamawiać pampuchy jeden za drugim i popijać cavą
lub piwem!
Tapas Bar Złoto Hiszpanii – bycze policzki
Bycze policzki, śmietana, sos, bób i lemoniada w tle....fot. D.Szymborska |
Teraz na Saskiej Kępie to ciężko iść chodnikiem bo gdy kończy się jeden
ogródek restauracji, zaczyna się kolejny. Tapas Bar nie ma dużego zaplecza
kuchennego, tu bardziej napijemy się piwa, zrobimy szybkie zakupy, przyniesiemy
do domu drogie produkty z Półwyspu Iberyjskiego. W zeszłym roku było bez
zachwytów, tym razem może nie jest to moja ulubiona tapa, ale doceniam dobre
zmiany! Mięso było smaczne, kwaśna śmietana świetnie pasowała do wołowych
policzków, a bób bardzo ładnie nie tylko wyglądał ale też dodawał tapie smaku.
Cóż, pewno ze względów na malutką kuchnie w tym lokalu, tortilla bardzo
przypominała taką z supermarketu. Na szczęście pszenny placek był tylko
dodatkiem a nie podstawą tej tapy.
No to by było na tyle. Jeszcze są dwa miejsca serwujące tapasowe
zestawy, do których niestety nie udało się nam dotrzeć.
Teraz pozostaje czekać do 15 czerwca by dowiedzieć się co warszawiakom
i pewno też hiszpańskim ekspatom smakowało najbardziej. Jeżeli miałabym polecać
to z pewnością Bycze jądra, pampucha z karkówką, pomidora z krewetkami. Tym,
którzy szukają hiszpańskich smaków bez polskich naleciałości zaleciłabym
odwiedzenie piwnicy na Lwowskiej, bo krokiety tam mają wyśmienite!
Czas leci, druga edycja Szlaku Tapas zacznie się za moment. Cieszę się,
że mogłam znów zmęczyć swój żołądek, odwiedzić dziwne i nowe dla mnie miejsca i
cieszyć się z hiszpańskich smaków!
Jestem przekonana, że szybciej niż za rok znów będę o tapas pisać, bo
uwielbiam idę odwiedzania różnych miejsc, jedzenia i picia…..a latem takie
imprezowanie sprawia jeszcze więcej frajdy! Jakoś ciężko sobie wyobrazić, że w
zimie chodzę od baru do baru, samo zdejmowanie kurtki, odwiązywanie szalika,
przecieranie zaparowanych okularów. Nie! Tapas wymagają ciepła, lata i dobrego
humoru!
Pomysłowy ten pampuch, ja zawsze jem je na słodko!
OdpowiedzUsuń