TRYB JASNY/CIEMNY

Gravitan-Guru Professional Triathlon – czyli jak się sponiewierać w środku tygodnia

Selfie po zawodach, dobrze, że telefon trochę zasłania twarz bo wypieki, delikatnie mówiąc to miałam duże....


Lubię dobrą triathlonową zabawę. A klimat mamy jaki mamy, morsować jeszcze nie zaczęłam, marznę w stopy i ręce na rowerze to…pozostaje indoor triathlon, czyli triathonowanie pod dachem.

Nauczona doświadczeniem – widzę pierwszą edycję – zapisuje się, bo potem to się zacznie cyrk z miejscami. Serio. Z jednej strony ogromnie cieszę się, że tyle osób zaczęło uprawiać sport, z drugiej pamiętam jeszcze zapisy na Berliński Maraton, które nie wymagały losowania, ba wystarczyło się zapisać dwa, trzy miesiące przed… Jak przeczytałam ogłoszenie o I Edycji Gravitan-Guru Indoor Triathlon to….się oczywiście zapisałam.

Organizatorzy przygotowali dwa dystanse – krótszy i prawie sprinterski, ten pierwszy dla debiutantów (300/13/3) ten drugi o pięknej nazwie PROFESSIONAL (500/20/5). Startować można do końca roku, udział jest bezpłatny, a na "mecie" czeka śliczny imienny dyplom i dużo niespodzianek – kuponów rabatowych i woda z kofeiną (nie wiedziałam, że coś takie istnieje, ale dobrej latte nie zastąpi….).



Dwa lustra i nic tylko śmigać - fala w twarz....na zdjęciu wyłączony "prąd" fot. D.Szymborska


Miało nie być korków – były. Spóźniłam się chwilę, a ta chwila ma znaczenie, w Gravitanie nie ma zwykłego basenu jest tylko taki z "prądem" – jednoosobowy. Jednym słowem jak przepadnie „slot” to trzeba czekać. Na szczęście miła zawodniczka, która już od kilku tygodni przygotowuje się do debiutanckiego startu, mnie przepuściła, ona miała godzinny trening, a ja tylko 500m do przepłynięcia. No i się zaczęło, owszem pływałam w większych basenach, które miały „falę” czy „prąd” ale w większej wannie z lustrami to jeszcze nigdy. Miałam dosłownie moment na rozgrzewkę, dobrze, że biegłam z parkingu, to rozgrzewka była troszkę dłuższa…. No i zaczęło się. Zadeklarowałam czas w jakim normalnie pływam 500m, poprosiłam o przyśpieszenie na ostatnie 50m i sobie płynęłam. Pan ratownik był bardzo uprzejmy, zadbał o to bym się nie zmęczyła i dozował mi „wodny prąd” bardzo ostrożnie. Podobno niektórzy mają pretensje jak ich spycha na drugi koniec. Nic to, miała być zabawa to była! Dla mnie najciekawsze było oglądania tego jak płynę w ustawionych na dnie i z przodu lustrach – super doświadczenie. Pewno nie ułatwia szybkiego płynięcia, człowiek się przygląda, czy chudo w tym tri stroiku wygląda…ale też kontroluje to jak płynie – super rzecz do treningu, niekoniecznie na zawody. Do tego ratownik nie tylko patrzy jak ustawić prędkość ale jednocześnie stara się ją przeliczyć na 500m – bo taki jest zadany dystans.

Potem trzeba się wygramolić z dużej wanny (drabinki brak), nie potknąć się na drewnianych schodkach i pędzić dalej. Część rowerkowa na spinningowym sprzęcie, niestety bez regulacji (waga/wiek/płeć) jednym słowem wszystkim jest tak samo ciężko, choć niektórym jak dziewczynom może być troszkę ciężej, liczy się przejechany dystans – wyświetlacz pokaże 20km, to można już wbiegać na bieżnię. Rowerek z możliwością wpięcia butów, a przed nim ekran reklamujący sprzęt Garmina – jednym słowem przez 20km mogłam oglądać kolarskie pupy (treningi zgrane do jechania na trenażerach). Dziwne uczucie, oglądałam filmy – a to, że pedałowałam szybciej/wolniej nie miało żadnego wpływu na moje miejsce w peletonie…..dość denerwująca sytuacja, za to muzyka siłowniowa z tych mobilizujących więc nie jechało się tak źle.

Z widokiem na "tyły" kolarskie można sobie jechać na rowerku spinningowym,
szybka strefa zmian bo na bieżnie to daleko nie jest... fot. D.Szymborska


Potem bieżnia – jak dla mnie najtrudniejszy element triathlonu pod dachem – ot ustawiam sobie wolne tempo zamiast biec szybciej, tak jak normalnie bym to robiła na dworze, albo zagapiam się w telewizorek, czytam wiadomości…mistrzem treningów na bieżni, to ja zdecydowanie nie jestem. Dlatego zarezerwowałam sobie bieżnię bez telewizorka, zerkałam na ten obok… nie było tak źle,  psychiki chomika to nie mam i średnio się odnajduję w bieganiu w miejscu, w pływaniu też….tylko rowerek stacjonarny czy trenażer mi nie przeszkadza, ba nawet lubię taką jazdę!

Podsumowując świetnie się bawiłam! Taki trening przed sezonem jest super doświadczeniem, dodatkowo cieszę się z tego, że popływałam w innym "basenie". Minusem takie indoor triathlonu w środku tygodnia jest to, że zawody nie są zupełnie wyjątkowe, trzeba się śpieszyć by jechać dalej….. trudno, pewno, że wolałabym się wyspać, dobrze odżywiać przed startem a nie….no cóż nie ma na co narzekać – takiego treningu nie zrobię w domu ani na podwórku, a jak można jeszcze odwiedzić nowe miejsce, to czemu nie!?

Podoba mi się idea krótkiego dystansu – nie triathloniści mogą stać się triathlonistami bez wydatków na sprzęt – wszystko stoi w jednym miejscu, do tego instruktorzy są przemili i pomagają ustawić rower, tłumaczą jak najszybciej włączyć bieżnię…jednym słowem to super przyjazne miejsce na debiut triathlonowy.

Mam nadzieję, że trole, hejterzy i sfrustrowani zawodnicy nie będą śmiać się i odbierać „finisherom” krótszego dystansu miana triathlonisty! Owszem, króciutki ten triathlon ale co 3 sporty to nie jeden!

Dyplom - zawsze miła pamiątka i vouchery - zawsze miłe upominki! fot. D.Szymborska



Za rok pewno znów wystartuje, mam nadzieję, że siłownia znów zorganizuje takie zawody. Są ciężkie jeżeli chodzi o ściganie – nikogo się nie goni w wodzie, nie chce się prześcignąć na rowerze, no i na biegu też nikt nas nie motywuje, żeby nacisnąć przycisk i zwiększyć obroty….ale zabawa świetna!

Komentarze

  1. Jak zawsze świetny wpis przez Ciebie.Możesz napisać jak głęboki jest ten basen?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. basen, cóż tak na 1.2 - 1.0 m - czyli można spokojnie stać :) ale jak potrzebujesz szczegółowych danych to mogę się dopytać w klubie :) pozdrawiam

      Usuń
  2. Jak zawsze świetny wpis przez Ciebie.Możesz napisać jak głęboki jest ten basen?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa