Rzeźnik – o biegu, nie mięsie
Ultra w ultra dawce fot. D.Szymborska |
Rzeźnik – kultowy, ultra, bieszczadzki, inny niż wszystkie bo biegany w
parach…. o Rzeźniku – biegu się mówi i pisze. Ba, ostatnio było bardzo głośno w
biegowym świecie, bo organizatorzy (w dużym skrócie) nie dopełnili formalności
wystarczająco wcześnie i musieli zmienić trasę biegu, a o tym wszystkim nie
informowali uczestników, którzy wpisowe zapłacili ale pobiegli inną trasą... To
już historia, czy organizatorzy wyciągną wnioski, będą traktować uczestników w
sposób poważny i profesjonalny? Po lekturze książki „Rzeźnik, Historia
kultowego biegu”, mam co do tego poważne wątpliwości.
Tak jak opowieści o początkach biegu są bardzo ciekawe, tak potem robi
się coraz nudniej, bo to co można by opowiedzieć w jednym rozdziale zajmuje
kilkadziesiąt stron. A część poświęcona śląskiemu trenerowi, który niszczył
talenty i zdrowie młodych zawodników – bardzo mnie denerwowała. Jak można
chwalić kogoś, kto nie myślał o przyszłości swoich podopiecznych – chciał
rezultatów od razu, „zajeżdżał” zawodników, a bardziej to oni sami z braku doświadczenia
sami robili sobie krzywdę tak ciężko trenując. Wspominanie o tym, że trener nie
miał zawodników starszych, tylko samą młodzież, bo reszta albo odchodziła ze
sportu zniechęcona albo z kontuzjami wynikającymi z przetrenowania, bez żadnej
refleksji – ot jakby to było dobre, normalne i jeszcze czemuś służyło! To chyba
były fragmenty książki, które najmniej mi się podobały, opowiadanie o
talentach, które zostały zniszczone, jest zawsze smutne, a brak krytycznej
oceny, ba nawet coś na kształt zachwytu charyzmatycznym trenerem, to już dla
mnie rzecz nie do zaakceptowania!
Zawsze staram się znaleźć coś pozytywnego w książkach, które czytam –
tutaj z pewnością będzie to poznanie niefrasobliwych ludzi, historii ich
biegu. Podobały też mi się sylwetki niektórych biegaczy i biegaczek. Wreszcie
zawsze jest we mnie dużo szacunku dla tych co biegają ultra, tych co stają na
mecie.
Myślę, że książkę warto przeczytać wtedy, gdy ktoś zastanawia się nad
startem, bo wtedy zrozumie, że nie będzie to dobrze zorganizowana impreza, że
będzie bardzo dużo improwizacji. Jednym to się spodoba – bo takie
bieszczadzkie, innym wręcz przeciwnie – bo to zupełny brak profesjonalizmu. Jak
dotąd organizatorzy nie cierpieli na brak zainteresowania, prowadzili losowania, bo aż tylu potencjalnych rzeźników chciało dobiec do bieszczadzkiej mety. Jak
będzie w tym roku? Trzeba poczekać, na razie po biegu, dyskusje przycichły…
„Rzeźnik, Historia kultowego
biegu”, Anna Dąbrowska, Piotr Skrzypczak, Wydawnictwo Galaktyka, Łódź 2016
Ultra, Dalej niż maraton,
numer 5/2016
Fajna recenzja. Bez tego nadecia.
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuń