![]() |
Uśmiech od startu do mety (no może w wodzie zbytnio zębów nie szczerzyłam!) fot. T. |
Tenisistki zaraz po turnieju uczestniczą w konferencji prasowej. Ta,
która wygrała opowiada o swoim sukcesie, przegrana dokonuje samokrytyki. Tak
jak ta pierwsza jest w komfortowej przyjemnej sytuacji, tak ta druga cierpi po
raz drugi. Nie dość, że przegrała w turnieju to jeszcze musi opowiadać o tym co
i dlaczego zrobiła źle. Korzystając z porównania z tenisistkami, to ja niestety
po 5150 jestem tą drugą – to znaczy prawie nic nie poszło tak jak miało. Czas
fatalny, jedyne co warte zapamiętania - uśmiech na mecie.
A teraz o samych zawodach ENEA 5150 Warsaw. Dużo z nimi zamieszania,
taka specyfika triathlonów, gdzie strefa T1 jest w innym miejscu niż T2. Bardzo
drogie wpisowe (100E) wynika z tego, że zawody są na licencji IM, są też zorganizowane
z dużym rozmachem. W pakiecie startowym w tym roku był plecaczek na ramię (z
tych no name brand) a na mecie bluzeczka finishera. To typowe dla imprez
organizowanych przez firmę Sport Evolution – podoba mi się taki pomysł, trzeba
naprawdę być na mecie, żeby dostać upragniony t-shirt, nie wystarczy pakiet
startowy.
T1 – nad Zegrzem – oznacza to wycieczkę samochodową z rowerem, trzeba
brać poprawkę na wielkie korki, które popołudniami są na ulicach wyjazdowych z
Warszawy, plus jeszcze remonty dróg – jednym słowem godzina albo więcej w
trasie. Trzeba też pamiętać żeby spakować wszystkie rowerowe rzeczy do
niebieskiego (tak zwanego mokrego) worka, bo w dniu zawodów można dolać
izotonik do bidonu, dopompować koła (triathloniści to uwielbiają) ale do worka
nic więcej już dołożyć nie można. T2 na Placu Teatralnym – znów system workowy.
W dniu zawodów organizator zapewnia autobus na start – godzina szósta
minut trzydzieści. W tym roku start 5150 nie był opóźniony, wszystko szło
bardzo sprawnie – zmieniono też system startowania – zawodnicy deklarowali czas
i po 8 osób co kilka sekund wbiegali do wody.
Trasa pływacka na początku bardzo biegowa bo zalew w tym miejscu bardzo
płytki. Zastanawiają mnie rozstawione wszędzie na plażach zakazy wstępu do
wody, nic to czysta to o na nie była, ale co innego kolor a co innego skład.
Dużo bojek ułatwiających nawigację. Spory dobieg do T1. Należy pamiętać o
zawiązaniu worka i zapakowaniu do niego pianki (jeżeli się w niej płynęło).
Trasa rowerowa z jedną nawrotką i kilkoma podjazdami. Nie wiem po co w
regulaminie znajduje się zapis o karach za śmiecenie na trasie, bo nie
widziałam żeby ktokolwiek ją dostał, a puste żele leżały na cały rowerowym
dystansie. Był nawet jeden bufet. Wolontariusze wręczali bidony, a chłopaki z
okolicznej wsi chodzili z wielkimi torbami i zbierali puste bidony, które
rzucili triathloniści. Podobnie było z jechaniem na kole – zabronione, ale znów
nie widziałam sędziów, którzy by dawali kary.
T2 w pięknym miejscu z bardzo pomocnymi wolontariuszami. Trasa biegowa
to dwie pętelki po samym centrum Warszawy. Naprawdę sporo kibiców, bardzo
zaskoczonym zgrają (około tysiąca osób) dorosłych osób w dziwnych stroikach
goniących się po brukowanym podbiegu/zbiegu przy ulicy Karowej. Byli bębniarze,
wielu kibiców, naprawdę świetna atmosfera!
Meta jak to bywa przy 5150 piękna i wzruszająca. Za metą, jedzenie,
picie, masaż i koszulka.
Wracając do przykładu tenisistki, powinnam zacząć od tego, że to nie
był mój dzień, a brak dyspozycji też nie pomógł. Oczywiście mogę zwalać na
fale, wiatr czy podbiegi – odpowiednio w wodzie, na rowerze czy na biegu. Tylko
po co? Nie poszło. Trzeba iść na kolejny trening po to by następny start
zaliczyć do udanych.
Na koniec jeszcze uwaga związana z ceną wpisowego na te zawody, owszem
jest bardzo wysokie (jak na dystans olimpijski) ale odpadają koszty szukania
noclegu, jedzenia i transportu. Dlatego dla warszawiaków to idealny start na
początek sezonu! Dystans zdecydowanie sprzyjający dobrym pływakom.
Myślę, że za rok znów tutaj wystartuję, bo przecież trzeba poprawić
czas i mieć dobre, wesołe wspomnienia, a nie rozpamiętywać nieudany start.
Tysiąc triathlonistów i triathlonistek czekających na start fot. T. |
Tak, specjalnie nie ubrałam góry t-suitu bo nie chciałam sobie spalić ramion fot. T. |
Spodenki ORCA okazały się bardzo dobryrm wyborem fot. T. |
Ukończyłam to mam medal...fot. D.Szymborska |
Komentarze
Prześlij komentarz