Seriale oglądane z siodła, czyli zimowe kręcenie na trenażerze
Jak już serial sobie puszczę, to pilot ląduje w koszyczku i można jechać dalej....fot. D.Szymborska |
Jak robi się zimno (dla mnie zimno jest poniżej 20 stopni, jednak w kolarstwie to trzymam się innej skali, czyli jak temperatura spada poniżej 10 stopni) to
zaczynam jazdę na trenażerze. Pewno, że mogłabym się odpowiednio ubrać,
dokupić: kurtkę, spodnie, rękawiczki, maskę, ochraniacze na buty i jeszcze
kilka innych przydatnych rzeczy. Tyle, że zwyczajnie szkoda mi treningów, które
wypadają gdy ja choruję. Przeziębiam się zbyt łatwo, wybieram jazdę w domu.
Pewno, że trasy rowerowe też są fajnym zajęciem, kawał francuskich Alp
można zjeździć na przykład, ale czemu czegoś nie pooglądać. Zima to czas
nadrabiania zaległości w serialach.
Od kilkunastu lat nie mam telewizora, to znaczy mam telewizji, bo
telewizor podłączony do playstation i komputera stoi sobie na komodzie. Jak
łatwo się domyślić przed komoda stoi rower wpięty do trenażera. To nic tylko
oglądać. Mam kilka swoich typów w zależności do rodzaju treningu. Seriale z
Netflixa – wielkie ułatwienie, po opłaceniu abonamentu można sobie puszczać
seriale z playstation bez konieczności podłączania komputera!
I tak posługując się oznaczeniami Allena i Coggana, active recovery czyli jazda w poniżej
55% FTP to serial „Rita” – duński serial opowiadający historię Rity Madsen,
nauczycielki, która jest matką trójki dzieci. Oglądanie charyzmatycznej kobiety
zmagającej się z najróżniejszymi problemami w stylistyce jak z szwedzkiego
sklepu meblowego idealnie nadaje się na spokojne i długie przejażdżki, gdzie
naszym zadaniem jest tylko trzymanie wysokiej kadencji. Na razie zdążyłam
zobaczyć 6 odcinków.
Dalej do jazdy Endurance
(czyli 56-75% FTP) „Dirk Gently’s Holistic Detective Agency” – to tak dziwny
serial, do tego nie wymagający zbyt dużego wysiłku intelektualnego, żeby nie
powiedzieć, że idiotyczny, że trening mija nie wiadomo kiedy. Idealny do nawet
wymagających treningów – zaskakuje zwrotami akcji, że aż czasem można zapomnieć
o zadaniach do przejechania. Wolę nie pisać o czym jest, bo fabuła polega na
tym, by się domyślać coraz więcej wraz z każdym kolejnym odcinkiem. Drugi sezon ma się
pojawić w 2017, pierwszy już „wyjeżdżony” w moim wypadku.
Tempo (od 90% FTP wzwyż) – tutaj zamiast seriali wybieram dowolny film z
Jasiem Fasolą – śmiech dodaje watów!
Lactate
Treshold (91-105% FTP) – „How Sarah Got Her Wings”
– ciężko o bardziej idiotyczny film, do tego związany ze świętami, pseudo
wyciskacz łez – idealny pod prób mleczanowy. Nie wymaga zbyt starannego
patrzenia – to wtedy, gdy przeklinamy (w myślach lub też nie) możliwości
naszych nóg i wyniki pokazywane na liczniku.
VO2 MAX (czyli od 106 do 120%FTP) i
Annarobic Capacity (121-150% FTP)– tutaj to zbyt rzadko zerkam na
ekran żeby coś puszczać, oglądanie mojego odbicia w telewizorze mi w zupełności
wystarcza, czasem pomaga głośna rockowa muzyka, czasem denerwuje tylko
bardziej, wszystko zależy od planu treningu.
Komentarze
Prześlij komentarz