To jak z Twoją wagą?
Lekka jak piórko? Sprawdź to! fot. D.Szymborska |
-
Zepsuta.
-
Oj, znów zapomniałam.
-
Na pewno zważę się jutro.
-
Wiesz, nie mam wagi, po co mi? Przecież widzę „po ciuchach” czy nie
przytyłem.
Pewno jest jeszcze więcej wymówek, powodów dla których nie znamy swojej
wagi, a odpowiedź jest taka....
- To zacznę od końca – „po
ciuchach” w szczególności biegowych nie widać prawie NIC. W tych samych
getrach mogę biegać grubsza o kilka kilogramów! Serio. Ciuchy biegowe rosną i
kurczą się wraz z właścicielem, oczywiście wielkie kilkunastokilogramowe
przybrania/schudnięcia będą odczuwalne, ale wahania o dwa, trzy kilo –nic z
tych rzeczy, bluzeczka się rozciągnie, spodnie też, ewentualnie z kurtką może
być troszeczkę trudniej. Zatem „po ciuchach” nie widzimy swojej prawdziwej i
aktualnej wagi!
- Odkładnia na „jutro”, że
niby teraz jest wieczór, po całym dniu to nie będzie „prawdziwa” waga, że
najlepiej rano skoro świt. Nic z tych rzeczy. To co dużo ważniejsze jest przy
porównywaniu i monitorowaniu wagi to stała pora ważenie – równie dobrze może
być po podwieczorku!
- „Oj, zapomniałem” – szczera odpowiedź, możliwa do zaakceptowania RAZ. Takie uporczywe
zapominalstwo jest złe. Specjalne zapominanie o zważeniu nie zbije naszych
kilogramów, kiedyś będziemy musieli stanąć na wadze – np. u lekarza. Czy chcemy
przyśpieszonego oddechu, spoconych pleców, a wszystko ze strachu przed tym co
zobaczymy? Lepiej spokojnie stanąć na wadze, zanotować wagę – nie zapomnieć,
ile ważymy. I zacząć wprowadzać zmiany.
- „Zepsuta”. Wiem, że obecnie ciężko jest o dobry serwis, zatem jeżeli nasza waga
jest zepsuta, to wymówki trzeba się pozbyć czyli kupić nowy egzemplarz. To
wcale nie musi być bardzo drogi wydatek – potrzebujemy stabilny sprzęt, który
będzie nam służył raz w tygodniu – wejść, zejść i zanotować wynik. Tak jak
stoper nie kłamie tak samo jest z wagą.
Tak, można się zważyć teraz, w piątek po południu. Nie, nie można
odliczyć 4 kilogramów na „ciuchy”…. A po co się ważyć? Ano po to by kontrolować
to co NAPRAWDĘ dzieje się z naszym ciałem! Nie chodzi o obsesyjne ważenie się
co chwilę – raz w tygodniu o stałej porze, to w zupełności wystarczy. Jednak
samo ważenie nie wystarczy, trzeba jeszcze ZAPISYWAĆ wyniki. Mamy taką „dziwną
tendencję” do zapominania wyniku, albo zaokrąglania – na przykład z 79,9 robimy
79. Kto by się przejmował cyfrą po przecinku, albo zupełnie zapominamy ile
ważyliśmy na początku miesiąca…. Po co samego siebie oszukiwać? To do niczego
dobrego nie prowadzi.
Zatem dziś wchodzimy na wagę i zapisujemy wynik. Nie oceniamy, nie
rozpaczamy, wciąż mamy czas by w nowym sezonie, do zawodów osiągnąć wagę, która
nie będzie nas spowalniała! Im wcześniej będziemy świadomi tego, ile ważymy tym
łatwiej w długim okresie czasu będzie się nam dążyło do „wagi startowej”.
To prawda, że waga niestety jest bezwzględna i zawsze prawdę Ci powie. Najważniejsze żeby zdawać sobie sprawę, że to sami codziennie decydujemy co pokaże w dniu ważenia. Pochwalę się, że dziś był mój i ubyło mnie 0,4 kg :)
OdpowiedzUsuńzgadzam się w 100%, to od nas zależą wskazania wagi! Gratuluję "ubywania" :) pozdrawiam
UsuńFakt, tu liczy się konsekwencja i determinacja. Ważę się co sobota (w razie wyjazdu w inny dzień), zawsze rano po obudzeniu.
OdpowiedzUsuńZapisuje wage, bmi, %mięśni, tłuszczu (taka ta moja waga sprytna). Zapiski mam już od prawie roku. Wiem co się dzieje z moim organizmem - mogę reagować (dieta, modyfikacja treningów, itp.).
gratuluję wytrwałości :)
Usuń