25km w upale, czyli o wyborach i przygotowaniach maratońskich
| Jeszcze przed startem - pusty las, brak numeru startowego, już gorąco....fot. T. |
Zapisane opłacone. Można płakać, narzekać albo szukać innych rozwiązań.
Pewno, że wolałabym wystartować w przedostatnim tri w tym sezonie. Niestety nie
tym razem. Taki „drobiazg” jak bardzo obity palec uprzykrza treningi. A
niektóre uniemożliwia. Nie mam jak pływać, na rowerze to lepiej nie zmieniać
manetek prawą ręką, a w czasie bieganie trochę puchnie i bardzo boli. Jednym
słowem dyspozycji do startu w tri brak. Pewno, że można zacisnąć zęby i
wystartować. Tylko po co? Co zyskam? Na pewno nie będzie przyjemnie, na pewno
nie będzie z sukcesem. Zresztą decyzja zapadła. Będą kolejne sezony i będą
starty z uśmiechem i radością z możliwości wzięcia udziału w zawodach – a to
dla mnie najważniejsze.
Do tego zawodami zamykającymi sezon jest Maraton w Berlinie. Zostało
mniej niż 30 dni. Z maratonem to jest tak, że to jest taki bieg, który pokazuje
pracę z wielu miesięcy, szanuje systematyczność i karze złym wynikiem butę i
brak długich wybiegań. Tak widziałam plany treningowe, które omijają takie
dystanse powyżej 20 kilometrów, jednak znam swój organizm, to będzie 6 maraton,
czwarty w Berlinie i bardzo mi zależy żeby był dobrze pobiegnięty!
Jak już wiedziałam, że z Mrągowa nici to zaczęłam szukać biegu, wiem,
że lepiej mi się trenuje jak mam możliwość wystartowania w zorganizowanym,
długim biegu. Najlepiej jak po lesie bo wtedy oszczędzam kolana. Tadam –
weekend pełen wrażeń – w sobotę Puchar Maratonu Warszawskiego – bieg na 25
kilometrów po lesie, lub BMW Praski Półmaraton – 21 kilometrów po asfalcie.
Pierwszy bieg kosztuje 20pln, drugi 120 bo to ostatni termin rejestracji. PMW –
używam startego numeru startowego, dostaję zwrotny chip do przypięcia do buta,
mam 4 punkty z wodą i izotonikiem – to mi zupełnie wystarczy! Nie potrzebuję
medalu (a lubię, choć wolę puchary), kolejne bluzeczki technicznej (wolę z
maratonów i triathlonów niż z zawodów na krótszych dystansach), wreszcie 25km w
lesie w kameralnej imprezie oznacza, że zmarnuję mniej czasu na dojazd i
czekanie. Wybór z tych oczywistych, dla kogoś kto chce ćwiczyć a nie ścigać się
w ten weekend.
Wcześniej wizyta u lekarza, wolałam się dowiedzieć co jeszcze ortopeda
poradzi mi na mój palec – zaopatrzona w maść i saszetki z lekiem zmniejszającym
opuchliznę pojechałam na start.
Jaka miła niespodzianka koleżanki syn był wolontariuszem, a ona
przyjechała mu pomagać – spersonalizowany doping na punktach z nawadniających
miałam zapewniony.
Pamiętam jak tragicznie biegło mi się miesiąc temu, to było jedno z
bardziej koszmarnych wybiegań. Teraz było inaczej. Pierwsze 10km, czyli 2
pętelki bez narzekania, w założonym tempie, potem uaktywnił się palec. Grrr.
Już tak przyjemnie nie było, do tego, upał około 30 stopni nawet w lesie daje
się we znaki. Choć i tak nie narzekam, bo ci co dziś startują to będą się
„smażyć” na odsłoniętym asfalcie a ja tylko „skwierczałam” na leśnych
polankach. Jedyny minus to pył, było bardzo sucho, piasek, ziemia – takie
drobinki, które uprzykrzają bieg. Z drugiej strony czego się spodziewać w
lesie? Coś za coś.
| Takie bieganie po lesie, w upale ale też w przemiłym towarzystwie i w czasie dobrze zorganizowanej imprezy biegowej.... - zrzut z zegarka |
Sama sobie zadałam czas spokojnego wybiegania na 2.30 – ot tyle, by się
zmęczyć ale przede wszystkim poćwiczyć długie wybieganie w ustalonym tempie.
Pobiegłam 2.24 czyli troszkę szybciej, nie na tyle, żeby zburzyć założenia
treningowe a zawsze przyjemne kilka minut urwanych. Było bardzo gorąco, palec
bolał – efekt bardzo, ale to bardzo wysoki średni puls – 188. Trudno, taki to
był dzień i tyle. Na mecie karetka i w niej przemiły ratownik medyczny z lodem
w sprayu – och co za ulga!
| Punkt z piciem fot. Asia z Biegacz na Diecie |
Po biegu rozciąganie i radość z wykonanego treningu! A potem domycie
się z pyłu, piachu i ziemi i….na rower jak się człowiek wcześniej umówił to
dotrzymuje słowa. Nie narzekałam (za bardzo) bo to było dobre, spokojne rozjeżdżenie
zbitych bieganiem nóg. Efekt teraz rano nie mam zakwasów!
| Selfie rowerowe - stroik tri żeby się bardziej opalić |
A dziś? Nie ma mnie na starcie półmaratonu (brak żalu, nie mój bieg,
raz i bez wody wystarczyło – relacja sprzed lat TUTAJ), nie ma mnie też na
starcie triathlonu w Mrągowie (wielki smutek). Pamiętacie, że po tym jak
kibicowałam w Mrągowie to zjadłam pyszną rybę? Przez rok byłam w kontakcie z
właścicielem smażalni, pytał się czy przyjdę w niedzielę, bo zapraszał na obiad
– odmówiłam i przeniosłam spotkanie na za rok! Co się odwlecze to nie uciesze.
A tym co startują w Mrągowie jeszcze bardziej zazdroszczę bo oprócz pięknego i
czystego jeziora, mają ciekawe trasy rowerowe i biegowe i mogą sobie pójść na
taki pyszny obiad, a po zawodach wiadomo, że wszystko smakuje cudownie
(recenzja smażalni TUTAJ).
Dziś to postaram się nasmarować palec i pójść pojeździć na
rowerze, bo tak jak maraton jest okrutny
w podsumowaniu treningów tak samo jest z zawodami kolarskimi….na wyniki trzeba
zapracować….



Komentarze
Prześlij komentarz