Kolarskie Czwartki 2016 – podsumowanie
To my dziś stałyśmy na podium: od lewej K40 I miejsce, K30 II miejsce, K30 I miejsce, K40 II miejsce, K20 I miejsce fot. T. |
2 miejsce K30, czapeczka i dyplom. To w skrócie.
Dłużej: to dziś też były wyścigi, potem dekoracje „na bieżąco” jak i
podsumowanie całego cyklu.
To był mój drugi sezon „czwartkowy”, już teraz wiem, że w planach jest
też trzeci, bo to bardzo przyjemne wyścigi, do tego na Mokotowie…czego chcieć
więcej. Odpada koszt dojazdu, niskie wpisowe, jeżdżą szybcy i bardzo szybcy. 3
dystanse do wyboru. Profesjonalna konferansjerka, videoanaliza – czyli nie ma
wątpliwości, kto był który „na kresce”. A jednocześnie kameralne wyścigi,
przemiła obsługa i paszteciki sojowe (dziś) w biurze zawodów.
Trzecia wyczytana nie przyszła na dekorację....fot. T. |
Nie było nas za dużo dziewczyn, na poszczególnych wyścigach po kilka na
dwóch krótszych dystansach, trzeci najszybszy i najdłuższy najczęściej tylko
męski.
Zawody odbywają się w różnych konwencjach, jest jazda indywidulna na
czas, jest „eliminator”, kryterium i zwyczajne ściganie. Czyli dla każdego coś
w czym może się wykazać. Trasa z tych, że nie da się pogubić bo jeździmy po
pętli 2.5km. To taki dystans, że nie ma się poczucia jazdy „w kółko” ale
jednocześnie trzeba się pilnować z liczeniem, choć przy „kresce” stoją
sędziowie i pokazują karteczki z pozostałą ilością rund do przejechania.
Jedynym wyzwaniem Kolarskich Czwartków jest, to, że odbywają się w
tygodniu, po południu. Coś za coś – w weekend można sobie coś innego
zaplanować, a tydzień trzeba ustawić „pod” Kolarskie. Wszystko do łatwej
organizacji, jak mieszka się blisko Toru Wyścigów Konnych, w innym przypadku
trzeba się nieźle nabiedzić, by zdążyć na zawody. Moim zdaniem warto!
Jedynym mankamentem była kolarska młodzież, która pod okiem trenera
spisywała się dobrze, ale gdy tylko niknęła z pola trenerskiego widzenia
przestawała dawać zmiany, zajeżdżała i co najgorsze jechała zupełnie
nieprzewidywanie. Rozumiem, że gdzieś muszą się uczyć…dlatego zrezygnowałam z
najkrótszego wyścigu i zaczęłam jeździć „środkowy” dystans, gdzie było o wiele
przyjemniej i moim zdaniem bezpieczniej.
Dyplom zawsze cieszy, czepeczka się przyda....fot. D.Szymborska |
Dyplom schowam do teczki, wspomnienia mam miłe i już mogę zacząć czekać
na kolejny sezon. Tym bardziej, że damska ekipa przemiła, uśmiechnięta,
wspierająca się nawzajem. Czyli taka rywalizacja jaką lubię najbardziej –
ścigamy się w czasie zawodów a plotkujemy po nich! Można? Jak najbardziej, to
pewnie dlatego, że podobno: szosa jest kobietą!
Fajnie!
OdpowiedzUsuńtak:) już czekam na kolejną edycję :)
Usuń