Test 3 liczników rowerowych: LIDL, SIGMA i GARMIN - od 35PLN do 1500PLN
Liczniki rowerowe - do 35 do 1500PLN fot. D.Szymborska |
Budżet wyznacza nasze możliwości zakupowe. Na licznik rowerowy można
wydać 35PLN (LIDL), 400PLN (SIGMA) lub 1500 (GARMIN).
Pomyślałam, że testy
trzech tak różnych liczników pozwolą wybrać najbardziej odpowiedni do naszej
jazdy, wykorzystywać funkcję i co najważniejsze mądrze trenować i mieć
możliwość analizy tego co przejechaliśmy.
Zacznę od najbardziej podstawowego – CRIVIT z LIDLA. Licznik kosztuje mniej niż 35PLN. Wyposażony jest
w: pomiar prędkości, timer, licznik odległości, wskaźnik temperatury, licznik
spalania kalorii i tłuszczu, zegar, stoper. Co ważne w tej cenie, w opakowaniu
znajdują się oprócz czujnika i elementów mocujących również dwie baterie. Niestety licznik, który dostałam do testów
okazał się niedziałający. Nie udało się go włączyć. Jak się dowiedziałam
procedura reklamacji działa następująco – z paragonem i produktem należy się
udać do LIDLA i tam pracownik sklepu zajmie się naszą reklamacją.
Tak wygląda, ale jak działa to nie wiem, bo przed montażem nie udało mi się uruchomić sprzętu fot. D.Szymborska |
SIGMA ROX 6.0 – w zależności od wyposażenia cena około 400PLN. Licznik z którym jeżdżę na co dzień. Jest mały, ma czytelny ekran.
Producent przekonuje, że można go również nosić na ręce i traktować jako
pulsometr z wysokościomierzem. Nigdy tak go nie nosiłam, zawsze służył mi jako
licznik rowerowy. Licznik jest bardzo dokładny (po starannym skalibrowaniu)
jego odczyty nie różnią się od tego co pokazuje licznik z GPSem. Jest prosty w
obsłudze. Co ważne ma również pulsometr, który działa bez zarzutu, niestety
pasek jest mało wygodny do noszenia. Jeżeli chodzi o funkcje to wiadomo, że
licznik pokazuje: prędkość bieżącą, prędkość średnią (przechodzenie pomiędzy
ekranami, nie jest zbyt intuicyjne i muszę uważać, żeby nie skasować treningu.
Prędkość maksymalną, dystans, porównanie prędkości bieżącej do średniej,
dystans jaki przejechaliśmy, aktualną kadencję, aktualne i maksymalne tętno,
kalorie, można wyznaczać strefy treningu (cztery). Licznik przelicza
intensywność treningu. Oprócz tego pokazuje godzinę, czas trwania treningu,
można włączyć odliczanie czasu, ma stoper, dla tych co lubią wiedzieć jaka jest
temperatura ma wbudowany termometr, pokazuje również bieżącą wysokość. Co ważne
ma możliwość liczenia okrążeń (do 99), pokazuje średnie dla poszczególnych
„lapów”, wreszcie ma też wskaźnik zużycia baterii. Licznik też zapamiętuje ile
kilometrów przejechaliśmy od czasu jego zainstalowania, ma opcję „trasport”
gdzie nie zużywa baterii tylko wyświetla czas i
„nie szuka czujników”.
To bardzo popularny licznik, mimo, że producent przekonuje, że każde
urządzenie ma swoje „sparowane” czujniki to na zawodach kolarskich zdarza mu
się wariować. Jeżeli w strefie startowej stoi więcej zawodników z takimi samymi
licznikami, to zarówno pomiar kadencji na starcie jak i pulsu nie zawsze był
„mój”, licznik nie był w stanie znaleźć czujnika kadencji. Po
chwili wszystko wróciło do normy, ale stres, że nie będę jechać z licznikiem
dobrze działającym był na początku wyścigu. W innych przypadkach licznik
spisywał się bez zarzutu. Mój egzemplarz ma źle działający przycisk mierzenia
okrążeń, żeby zapisać „lapa” trzeba cały czas jechać i mocno nacisnąć środkowy
przycisk – nie zawsze działa. Co ważne wszystkie wyniki można analizować w
specjalnym programie – Data Center 3. By mieć taką możliwość trzeba dokupić
stację dokującą dla licznika – cena około 60PLN, ale dzięki temu wszystkie dane
mamy zgrane na komputerze. Trzeba to robić po każdym treningu, bo inaczej
kolejna jazda jest nadpisywana na poprzednią. Licznik jest dokładny, stosunkowo
łatwy w obsłudze. Dla kogoś komu zależy na dokładnych pomiarach prędkości i
kadencji jest w zupełności wystarczającym sprzętem. Ważne jest to, że zapewnia
również pomiar tętna. Jeżeli nie planujemy w tym ani następnym sezonie zakupu
czujnika mocy do naszego roweru to taki licznik, moim zdaniem jest w zupełności
wystarczający. Myślę, że od razu warto kupić stację dokującą, tak żeby zgrywać
i analizować treningi. Licznik jest wodoszczelny i ma dobre mocowanie, w czasie
jazdy szosowej nigdy mi nie spadł, a czasem na wybojach nieźle trzęsło. Jeżdżę
z nim drugi sezon i raz zmieniałam baterię. Z mrugającą informacją o
rozładowującej baterii spokojnie można przejechać ponad 100km.
Warto zachować pudełko bo tam jest specjalny "klucz" służący do zmiany baterii w liczniku fot. D.Szymborska |
GARMIN EDGE 520 – czyli licznik, który zmierzy wszystko! Uwielbiam nowinki techniczne,
przyrządy pomiarowe, które analizują WSZYSTKO. Taki jest właśnie ten Garmin.
Jest stosunkowo mały, ma bardzo czytelny wyświetlacz. Piszę o wyświetlaczu, bo
testowałam kiedyś licznik - Polar –
który mając kolorowy wyświetlacz stawał się zupełnie nieczytelnym prawie
tabletem przyczepionym do kierownicy. Z Garminem jest inaczej – wszystko mierzy
i wszystko czytelnie wyświetla. Jeżeli planujemy zakup nowego licznika i
pomiaru mocy to nie będziemy potrzebowali czujnika kadencji, bo jest on np. w
korbie (Stage Cycling). Licznik pozwalający na dowolną personalizację
wyświetlacza. W przeciwieństwie SIGMY, gdzie możemy tylko zmieniać ekrany,
„przeklikując” do danych, które nas interesują, ten licznik pozwala na
ustawienie wszystkich danych, które nas interesują. Tak naprawdę ten licznik
nie ma wad! Wyposażony jest w czujniki GPS z dwóch niezależnych systemów,
dzięki temu „łapie” sygnał bardzo szybko. Jest bardzo łatwy w obsłudze, nie
wymaga żadnych kabelków, stacji dokujących – bezprzewodowo łączy się z
komputerem i dzięki aplikacji Garmina pozwala na analizę treningów. Ma też
ciekawą opcję, gdy wjeżdżamy w miejsce, gdzie ktoś wcześniej ustawił i zapisała
segement Stravy to licznik nas o tym informuje, nic tylko się ścigać z tymi co
dany odcinek trasy już wcześniej przejechali. Jak dla mnie to licznik
doskonały: bateria trzyma długo (niestety kolejny kabelek potrzebny do
ładowania), jest bardzo czytelny jeżeli chodzi o wyświetlacz. Dla mnie zaletą
jest brak dotykowego ekranu – przyciski pozwalają precyzyjnie wybierać pożądane
przez nas funkcje. Licznik jest mały – to nie jest tablet albo komórka,
który instalujemy do kierownicy! Jeżeli tylko dysponujemy większym budżetem, zależy
nam pomiarze mocy, kadencji, GPSie to ten licznik jest dla nas. Nie zauważyłam
wad, a bateria wydaje się długo trzymać pomimo używania pomiaru mocy, paska do
pomiaru tętna, GPSu. Możliwości analizy treningu są ogromne, mapki prześliczne!
To licznik, który żeby był sensownie używany wymaga od właściciela wiedzy
związanej z treningiem. Nie ma sensu kupować tak drogie sprzętu, żeby „sobie
jeździć”, to jest komputer treningowy!
Chyba zapomniałam napisać, że GARMIN jest dodatkowo śliczny....fot. D.Szymborska |
Podsumowując – licznik z LIDLA (jak działa) to mierzy tylko prędkość, nie pokazuje kadencji ani pulsu, a to są bardzo ważne kolarskie dane.
SIGMA dla tych, co nie potrzebują licznika z GPSem jest idealna –
dokładny pomiar kedencji (czujnik SIGMY pokrywa się w swoich wskazaniach z
czujnikiem GARMINA), pomiar HR (owszem pasek niewygodny, ale da się z nim
jeździć), trochę czasu zajmuje zgrywanie przez stację, ale tak jak w przypadku GARMINA mamy możliwość analizy
naszego treningu – a przecież po to kupuje się licznik.
GARMIN jest komputerem rowerowym, który zapewnia WSZYSTKIE dane, można
informacje zgrywać bezprzewodowo zarówno na komórkę jak i komputer. Oczywiście
oferuje wszelkie możliwe społecznościowe możliwości dzielenia się i chwalenia
swoimi treningami.
SIGMA jest dobra, a GARMIN najlepszy, z tych trzech liczników które
testowałam!
Komentarze
Prześlij komentarz