TRYB JASNY/CIEMNY

Jak jechałam w Pireneje

Starówka w Aachen fot. D.Szymborska


Jak jechałam w Pireneje

Jak już wiecie z facebook’a dojechałam. No ale zacznijmy od początku. Jakby nie było to ponad 2,5tys km, dlatego zatrzymaliśmy się w Aachen. Ponieważ dobrze się nam jechało, ci którzy psioczą na Euro dziwnie się zachowują. Gdyby nie Euro tłuklibyśmy się przez Łowicz trasą krajoznawczą do Łodzi. A tak śmignęliśmy. Aachen ma śliczną starówkę, i dobrą włoską restaurację. Plan jest taki, że spróbujemy zrobić podobny makaron bo był naprawdę pyszny – krewetki, kalmary i łosoś duszone w śmietanie, winie i szafranie. Macaroni to sympatyczna restauracja, a przygotowywany na miejscu makaron smakuje wyśmienicie.
Czarny makaron z owocami morza z szafranem, winem i śmietaną
 fot. D.Szymborska


Drugi dzień był znacznie dłuższy, bo najpierw korki w Belgii, a potem prawie dwie godziny w plecy pod Paryżem. Choć i tak nasz kierunek jakoś jechał a ten przeciwny stał. Autostrada słońca tym razem była trochę zachmurzona. Serpentyny pirenejskie wieczorem… i niespodzianka, o której nigdzie nie czytałam a mianowicie tunel łączący Francję i Hiszpanię. Zamykany o 22. Zdążyliśmy! 3km w górze, byliśmy jedyni. Wcześniej wjechaliśmy we mgle na 2000m, potem zjechaliśmy trochę….

Teraz jestem na końcu świata w Pirenejach. Droga się tu kończy. Do najbliższego sklepu kilkanaście kilometrów a do supermarketu lata świetlne.
Widok z okna fot. D.Szymborska


A o bieganiu napiszę wieczorem…. Bo jest o czym….

Komentarze

Wybrane dla Ciebie

Copyright © On Egin Eta Topa