W poszukiwaniu motywacji i najlepszej pory na trening
2 dodatkowe kilometry by zobaczyć prom = świetna atmosfera treningu i jeszcze fotka na pamiątkę fot. T. |
Oj nie lubię takich rad – biegaj rano, pływaj koniecznie wieczorem, na
rower wybierz się po śniadaniu. Wszystkie zdania wypowiedziane kategorycznym
tonem, takim nieznoszącym sprzeciwu, mówiącym jedynie słuszną porę i godzinę
treningu. A przecież każdy z nas funkcjonuje inaczej, podział na sowy i
skowronki jest tak samo prawdziwy w przypadku pracowników jak i sportowców
amatorów.
Jeszcze niedawno twierdziłam, że najlepszą porą na trening rowerowy
jest przedpołudnie, po spokojnym ale pożywnym śniadaniu najlepiej się jeździ.
Kiedy indziej byłam przekonana, że nie jestem w stanie popłynąć dobrego
treningu wieczorem….Wszystko się zmienia, zależy od planu treningowego,
obciążenia a wreszcie, od czasu wolnego! Głupotą, z mojej perspektywy jest
utwierdzanie samej siebie w tym, że taki a taki trening będzie dobry tylko o
określonej porze. Tak to może sobie postępować zawodowiec, który wraz ze
sztabem specjalistów ustala rozpiskę treningów, regeneracji, fizjoterapii,
zajęć z psychologiem itd…. Amatorowi zostaje zupełnie inne podejście – trenować KIEDY SIĘ DA! Lepszy, krótszy
trening niż żaden, lepsza modyfikacja planu niż biadolenie, że znów nic się nie
zrobiło…
Motywacja i treningi – najważniejsze punkty wspólne:
·
Nie ma złej pory na trening – KAŻDA jest dobra,
jeżeli budzę się o 6 rano, bo w pokoju jest za ciepło, to zamiast klikać na
komórce w łóżku mogę się ubrać i pójść pobiegać. Owszem 30 minut to mało, ale
lepsze to niż nic.
·
Jeżeli chcę iść na trening rano to
wieczorem układam wszystkie potrzebne
rzeczy, pakuję plecak na basen, pompuje koła w rowerze. Dzięki temu
zaoszczędzam dużo czasu, a dodatkowo głupio tak przed samą sobą nie zrobić
treningu jak wszystko tak ładnie przygotowane i czeka tylko na to by popływać/pojeździć/pobiegać.
·
Cudowny plan na trening okazuje
się niewykonalny bo trzeba było dłużej zostać w pracy – od czego są modyfikacje – wiem, że mogę utknąć w
korkach jadąc na basen to wsiadam na trenażer i jadę trening w domu.
·
Do wielu rzeczy można się przyzwyczaić – wszystko zależy od naszej motywacji. Jak się nam chce to
wyjdziemy na trening, jak nie to nawet najlepszy plan, trener czy piękny sprzęt
za nas nie potrenuje. Dlatego bardzo ważne jest nagradzanie samego siebie.
Wiadomo, że słodycze to zło, ale jedna porcja super lodów po świetnym treningu,
co pewien czas….albo nowe owijki na kierownicę, lub szybko schnący ręcznik…małe
rzeczy, które będą nam sprawiać przyjemność na kolejnym treningu, mini nagrody,
świętowanie 100, 1000 treningu to wszystko pomaga czuć się zmotywowanym.
·
Dbanie o to by treningi nie były
nudne. Nie znam jeszcze nikogo kto by odniósł sukces wykonując te same
monotonne treningi. Nie znam takiej osoby, dlatego, że monotonia zabija motywację, po miesiącu, dwóch identycznych, a co
się z tym wiąże nudnych treningów, rzadko kto będzie chciał dalej trenować,
niezależnie od potencjału, postępów. Czasem wystarczy pobiec w lewo zamiast w
prawo jak co dzień, zmienić tor na basenie czy umówić się na wspólną jazdę
rowerem ze znajomymi.
Uśmiech nie tylko do zdjęcia! |
U mnie (obecnie) sprawdza się: bieganie kiedy się da, jeszcze przyjdzie
pora na długie wybiegania, których nie można wpisać między wstawienie prania i
jego rozwieszenie. Rower – leje, nie chcę moknąć, boje się wypadku to wsiadam
na trenażer – owszem inna jakość treningu ale zawsze kilometry przekręcone.
Basen – wybieram taki, który jest piękny, w którym pływanie sprawia mi więcej
radości, staram się by trening (nawet bardzo ciężki) był dla mnie nagrodą! Efekt – dużo modyfikacji w planie
treningowym, spora elastyczność ale co najważniejsze niesłabnąca motywacja i
radość z każdego przepłyniętego, przejechanego i przebiegniętego dystansu!
Komentarze
Prześlij komentarz