Indoor Triathlon 0.5-20-5 – drugi start
"Nasze" bieżnie - oznaczone, żeby nikt nie utrudniał biegania fot. D.Szymborska |
Już wiedziałam jak będzie, że najpierw trzeba wszystko sobie starannie
przygotować – wyregulować rower, zmienić pedały, poukładać ciuchy w „strefie
zmian” czyli salce do spinningu. Następnie odbijanie się od brzegu basenu, by
przepłynąć 20 długości. Dziś nie jestem pewna, czy aby nie przepłynęłam dwóch
więcej, bo jakoś mi liczenie nie szło, a „sędzia” był zamyślony…. Potem
opisywana wczoraj (TUTAJ) przebieżka po schodach (po Rondzie trochę ich nie
lubię), pokazowe otrzepywanie wody ku uciesze ćwiczących na siłowni, jazda na rowerze, "kicanie" do bieżni i bieg.
Niby byłam przygotowana, bo to drugi indoor triathlon, ale z pewnością
nie byłam wypoczęta. W nogach czułam schody z soboty, w rękach tajski boks z
niedzieli, jeden dzień nie pomógł w dojściu do pełnej regeneracji. Trudno.
Miała być zabaw i była, a dodatkowo udało mi się urwać 2 minuty w porównaniu ze
startem sprzed miesiąca!
Dalej jestem entuzjastką takich zawodów, choć dziś bardziej czułam się
jak na indywidualnej, dobrze zorganizowanej zakładce. Pływałam sama, niestety
na najbardziej oddalonym od schodów torze, a to wszystko dlatego, że panie,
które nie moczą buzi i włosów żabkowały i nie chciały się zamienić. Cóż ich
argument był nie do przebicia – nie moczymy włosów, to jak mamy przejść na inny
tor niż ten przy drabince? Propozycja ubrania czepka została odrzucona i
skwitowana prychnięciem i hasłem – nie po to chodzę do fryzjera, żeby ubrać
czepek!
Na rowerze jechało mi się wybitnie źle, noga nie dawała, ba noga nie
chciała kręcić. Do tego nie zdawałam sobie sprawy jak muzyka wpływa na moją
jazdę. Miesiąc temu jechałam w czasie zajęć ze spinningu, owszem zwalniałam gdy
grupa hamowała i przyśpieszałam, gdy z głośników leciała bardzo szybka melodia.
A dziś? Dziś przez całe 20 kilometrów słuchałam ścieżki dźwiękowej z Rockiego. A
wszystko dlatego, że w salce do spinningu obywały się indywidulane zajęcia z
boksu. Rocky to na rowerze nie jeździł…
Z bieżnią poszło lepiej bo tym razem nie oglądałam wiadomości i nie
wlokłam się tak jak ostatnio.
Obsługa – bez zmian, pełen profesjonalizm, miejsce – przyjemne. I te
takie małe rzeczy, które cieszą – ręczniki, woda, specjalny napój
regeneracyjny, suszarka do kostiumu kąpielowego w szatni, dobre mydło i szampon
pod prysznicem...niby nic wielkiego, ale pamiętam prysznic po triathlonie w
Brodnicy – ups czysto to tam nie było a woda tylko zimna….dlatego właśnie
doceniam „szczegóły”.
Mam drugi medal do kolekcji, kolejne doświadczenie i wciąż uważam, że
warto w takich zawodach startować, ja na przykład oprócz tego, żeby nie oglądać
telewizji tylko biegać na bieżni nauczyłam się, że dwu częściowy tri-suit
średnio nadaje się do pływania, ot czułam się jakbym płynęła w t-shircie i
szortach….
Przygotowania strefy zmian, jeszcze przed przekręcenie pedałów fot. D.Szymborska |
Już po Holmes Place Indoor Triathlon |
Mało brakowało a by nie było dwójki....fot. D.Szymborska |
Jak będzie kolejny to znów się zapisuję…..
Jakies informacje odnosnie nastepnego Triathlonu doslyszalas ? :D
OdpowiedzUsuńtak, będzie w kwietniu :) informacje na FB Holmes Place w Hiltonie :) pozdrawiam Dota
Usuń