Cel – każdy jest najlepszy i najważniejszy
Cel - każdy ma inny! fot. D.Szymborska |
Kolejny sezon, pamiętam jak znajomi zaczynali biegową przygodę,
teraz część z nich ma już na koncie maratony, inni przeszli na stronę
triathlonu, ale są i tacy, którzy nie startują w zawodach, biegają dla siebie.
Tym ostatnim dostaje się najbardziej, że nieambitni, że leniwi, że się boją
skonfrontować ze swoimi słabościami.
Dalej krytykowani są ci, którzy właśnie z wywieszonym językiem wrócili
ze swojej pierwszej dwójki. Tak dwójki, nie dwudziestki, tylko dwójki, czyli
dwóch kilometrów. Jakoś ci bardziej doświadczeni biegacze mają pamięć tak
krótką, że pomijają swoje początki. Dzielą się ze światem, znajomymi swoimi
planami treningowymi, swoimi długimi wybieganiami, a na tych co zaczynają
patrzą z uśmiechem politowania.
Smuteczek. Przecież pierwsze dwa kilometry są tak samo trudne jak
pierwsze dwadzieścia dwa! Nawet nie
jestem pewna, czy ta 2 przebiegnięta ciągiem nie jest bardziej wymagającym
treningiem, bo jak biegniemy dwadzieścia dwa, to z reguły wcześniej biegliśmy
już dwadzieścia, półmaraton…
Dla mnie najważniejsze jest to by mieć cel. I tutaj nie ma oceniania,
który cel jest lepszy. Każdy ma inny, najlepszy, najważniejszy, bo…swój.
Celem może być przebiegnięcie pięciu kilometrów bez przechodzenia do
marszu, lub też przebiegnięcie tych samych pięciu kilometrów w czasie poniżej
18 minut. Dwa ambitne cele, jeden dla początkującego, drugi dla zaawansowanego.
I co ten pierwszy jest gorszy? Bo nie wygra zawodów? NIE!
To, co moim zdaniem jest najważniejsze to, wyznaczenie sobie realnego
celu.
Zaczynając biegać stawiajmy sobie małe cele, bo powiedzieć przebiegnę
maraton, to jest łatwo, ale trenować do niego już nie tak bardzo. Dlatego
najpierw mniejszy cel, pośredni, do osiągnięcia w stosunkowo krótkim czasie.
Dzięki takim zabiegom, będziemy odnosić sukcesy, realizować plan i trudniej
będzie o zniechęcenie.
Wreszcie, apel do doświadczonych biegaczy, Wy też kiedyś zaczynaliście,
każdy miał swój pierwszy sezon. Dla niektórych to tak odległe czasy, że
pamiętają kostki cukru na maratonie, dla innych to właśnie 2016 jest tym
pierwszym sezonem.
Przybywa nas biegaczy, to cudowne, oczywiście wiążą się z tym
niedogodności – trzeba czaić się nad klawiaturą by zapisać się na bieg, brać
udział w loteriach (albo wybiegać tak dobry czas, by się tym nie przejmować).
Ja lubię te niedogodności, bo to oznacza, że już nie tysiąc, dwa a kilkanaście
tysięcy osób wystartuje w dużych imprezach. Czyli takie osoby wstały z kanapy,
zasznurowały buty i biegną do swojego celu!
Na koniec, znam też takich, którzy nie chcą startować w zawodach,
powodów jest tyle ile osób. Oni biegają bo tego potrzebują, często ich treningi
są bardzo męczące, zaplanowane, monitorowane, tylko nie kończą się startami B,
A. Obok nich biegają koledzy i
koleżanki, którzy wcale nie patrzą na zegarek, bardziej cieszą się ze skrzącego
śniegu, wiatru we włosach, słońca, a żeby tego wszystkiego doświadczać wychodzą
pobiegać. Ich celem jest dbanie o samego siebie. Często takie treningi są
rodzajem terapii, wyciszenia, szczęścia, to ono jest najważniejsze.
Jedynie ci, którzy nie mają celu rezygnują, bo wtedy bieganie nie ma
zbytniego sensu….
Do zobaczenia w lesie, na stadionie i na zawodach, jeżeli macie ochotę
w nich startować!
Komentarze
Prześlij komentarz