Treningi w Dolomitach – dzień pierwszy
Taka wiosna w Dolomitach - nic tylko biegać! |
Cudownie. Padam. Cudownie. Tak w skrócie, a w szczegółach tak: pół dnia
minęło, a ja jestem już po pływaniu i bieganiu! Szczęście i zmęczenie zarazem!
Basen ma ponad 21 metrów, tyle, że jak się mierzy po przekątnej! Ma nieregularny kształt a architekci za punkt honoru
postawili sobie, taki projekt ułożenia kafelków, żeby nie dało się sensownie
wytyczyć przekątnej patrząc na dno! Ot nauka nawigacji w basenie! Nie narzekam
bo hotele często nazywają basenem potrafi przypominać większą wannę, tak,
że nawet odepchnąć od brzegu człowiek się boi, żeby nie uderzyć głową w drugi brzeg. Pływanie – odfajkowane i to dosłownie bo pływałam z fajką – rurką!
Kolejny trening to bieganie. Stwierdziłam, że w taką wiosenną pogodę
rozegram to kolarsko. Czyli pobiegnę w jedną stronę, wypiję kawę i wrócę. I
było cudownie!
Pierwszy trening to 12 kilometrów, niby nic, do tego w większości
asfaltem, żeby się rozbiegać na wysokości około 2 tysięcy metrów, ale
Pierwsze 6 kilometrów biegło mi się świetnie, równe tempo, oglądanie
widoków, uśmiechanie się do samego siebie. Po prostu super!
Potem kawa w bardzo
lokalnym barze, na tyle lokalnym, że nie było tam żadnych turystów, a popijający
grappę, włoscy instruktorzy narciarscy (sądząc po naszywkach na kurtkach)
usilnie proponowali mi, że będą mnie uczyć jeździć, nie zniechęcali się tym, że
nie mam nart, proponowali prywatne lekcje.
Po pysznej kawie – to jest coś co
uwielbiam we Włoszech – tu jest ZAWSZE pyszna kawa – droga powrotna.
W ramach alternatywnej suplementacji śródtreningowej - cappuccino smakowało wyśmienicie fot. D.Szymborska |
6 kilometrów męki, nie żeby mi kawa zaszkodziła, nie nie. Bardziej
chodziło o przebieg trasy – najpierw zbiegałam 6 kilometrów, a potem te same 6
musiałam podbiec. Nie było równego oddechu, nie było zbyt wielu uśmiechów, było
powoli ale do przodu.
Jak łatwo się domyślić zdjęcie zrobiłam w drugiej części treningu....fot. D.Szymborska |
Czy zmieszczę dziś trzecią jednostkę treningową? Nie wiem, poczekam na
to jak będę się czuła, bo po co przetrenować się pierwszego dnia? Plan minimum
wykonany! I myślę, że w różnych konfiguracjach biegowo/basenowo/rowerkowych
będę go powtarzać przez kolejny tydzień. I wcale mi się to nie znudzi! Oj
nie!!!
Piękne widoki. Powodzenia, też w przyszłości marzy mi się taka wyprawa.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w spełnianiu marzeń :)
UsuńŚwietny wypad, trzymam kciuki za dobrą formę i zdrowie!
OdpowiedzUsuń