Elite Winter Competition – czyli wyścigi rowerowe w sklepach kolarskich
Zapomniałam poprosić o zdjęcie przed startem, dlatego mam takie z czerwoną buzią już po wyścigu fot. pan ze sklepu Giant na Fabrycznej |
Do końca stycznia jeszcze można (jak są miejsca w danym sklepie) sobie
pojeździć na rowerze. Elite Winter Competition to zabawa dla kolarzy i kolarek.
Zadanie jest proste – należy wjechać pod górę. Trasa ma 5 kilometrów i 3 metry!
Phi, można prychnąć sobie, każdy wjedzie, dokładnie tak, tylko każdy w innym
czasie i na tym ten konkurs polega. Nagrodą jest drogi trenażer więc jest o co
się ścigać.
Jak się dowiedziałam w czasie rozgrzewki, to zawodnicy odwiedzają różne
sklepy, ścigają się na całego, prawie odpadają z roweru. A ja tak przyszłam się
przejechać. Ot ciekawa byłam nowego trenażera.
Po kolei: koszt, o czym nie wspomina się na ogłoszeniach wyścigu to
20PLN, miało być 35 do zapłacenia, ale sklep w którym jechałam zmienił to na 20
które trzeba u nich wydać, kupiłam dętkę, bo zawsze się przyda. Brawo dla mnie,
że nie wyszłam z setnym bidonem tylko dlatego, że był w kolorze malowania ramy
albo coś…. Trzeba podpisać zgodę na fotografowanie, przeczytać regulamin, być
pouczonym, że konkurs wiąże się z wysiłkiem fizycznym. Po formalnościach, można
albo wpiąć swój rower albo jeździć na sklepowym. Wybrałam drugą, pewno
wolniejszą albo zdecydowanie wygodniejszą wersję – wsiadłam na to co stało w
sklepie. Bo inaczej musiałabym zmieniać koło lub oponę w swoim rowerze, bo
trenażer nie jest taki jak mój domowy, nie wystarczy wpiąć roweru do
trenażerowej kasety.
Najpierw rozgrzewka, dziwnie mi się jechało, trenażer ten jeden z
droższych modeli w Elite– RealAxiom B+, przechyla rower, na początku myślałam,
że spadnę, potem uczucie dziwnego bujania zniknęło. Zanim o trasie to o samym
trenażerze – cóż głośniejszy od RealTurboMuin, dziwny i nie działał pomiar
kadencji. A szkoda bo byłam ciekawa jaką wykręcę.
ufff fot. D.Szymborska |
Po rozgrzewce jeszcze informacja, że ruszam od 0, nie ma startu
lotnego, muszę się rozpędzić. I się zaczęło, duża ta góra była. Niestety obraz
z trasy był na małym laptopie, więc nie było takich wrażeń jak z dużego ekranu,
co nie zmienia faktu, że przez to, że rower nie jest na sztywno przyczepiony do
trenażera to odchylałam się jak z naprzeciwka jechało auto!
Zabawa super! Wjechałam na górę, szczęśliwa i od razu postanowiłam, że
następnym razem przyjdę z wypoczętymi nogami, a nie tak jak dziś, po
wczorajszym rowerze! Tak to bywa z „zabawami”, następna będzie już na poważnie!
Komentarze
Prześlij komentarz