Bieganie w Dolomitach – dzień pierwszy obozu
Selfie, przydatna przerwa w podbiegu |
Wczoraj w Weronie świeciło słońce, było plus dwanaście stopni, gdy
dojechaliśmy do naszej dolomickiej wsi, a bardziej zgrupowania kilku hoteli, bo
tu się droga kończy – ot ślepa uliczka, było zupełnie ciemno. W recepcji, jak
zawsze poprosiłam o pokój z widokiem na góry. Usłyszałam, że tutaj wszystkie
mają widok na góry bo nic ich nie zasłania….Nie pozostawało nic innego jak
uwierzyć. Zjeść zupę i pójść spać.
Rano za oknem wyciąg, tak dosłownie, nie w przenośni – widzę mijające
się wagoniki (filmik TUTAJ).
Śniadanie, kawa i jogurt, owoce i można startować. Dziś spokojne
truchtanie, rozeznanie terenu. Już wiem, że z racji, że za moim hotelem kończy
się droga to mam następujące możliwości biegowe: zbiec i wbiec albo zbiec i
wbiec. Cóż zdecydowanie wolę odwrotną kolejność, ale jak mi się zachce biegania
po płaskim to zawsze mam bieżnię na siłowni – tylko by mi za bardzo było żal
tych cudownych widoków.
Wieczorna zupa warzywna - moc na dzisiejszy trening fot. D.Szymborska |
Jogurt z owocami czyli moje śniadanie fot. D.Szymborska |
Po Dolomitach będę biegać do piątku – 6 dni treningu na wysokości około
1500m n.p.m.. Nie tak wysoko jak rok temu za to hotel ma większy basen i nie
będę jak rybka welonka musiała krążyć w kółko.
To jest naprawdę TAK pięknie fot. D.Szymborska |
A może nawet piękniej fot. D.Szymborska |
Na razie padam…i już się nie mogę doczekać kolejnych treningów.
Uwielbiam takie wyjazdy. Nazwa obóz treningowy nie jest przypadkowa, bo ja
nazwać minimum 2 treningi dziennie, na całkiem sporej jak dla kogoś kto na
nizinie mieszka, wysokości. Do tego dieta…. Oj będzie się działo!
aj, zazdroszczę widoków, wspaniałej kawy i jedzenia :)
OdpowiedzUsuńjest tak jak piszesz - cudownie
Usuń