„Na siłce” w Dolomitach
Hotelowe siłownie to ciekawe miejsca. Z reguły jest to wielka
niewiadoma, w Internecie zawsze prezentują się pięknie, podobnie jak robione
szerokokątnym obiektywem zdjęcia basenów, które w rzeczywistości okazują się
większymi wannami o nieregularnych kształtach.
Najbardziej lubię takie siłownie, które sprzedają karnety
nie-dla-gości-hotelowych. W większości przypadków oznacza to, że:
b) są dobre wyposażenie ,
c) mają ofertę zajęć fitness,
d) często pracuję w nich instruktorzy.
Tutaj jest coś po środku. To znaczy basen, ma po przekątnej 20m,
odbywają się na nim zajęcia z aqua aerobiku, a siłownia ma nowoczesny sprzęt.
Markowy, w świetnym stanie. Tyle, że raczej nie do ćwiczeń kardio. Z boku stoi
orbitrek, rowerek zwykły i ten „leżący”. Nie brakuje maszyn i ciężarów,
bardziej ciężarków.
Moje ulubione osoby, których obserwowanie sprawia, że godzinna jazda
mija nie wiadomo kiedy to:
·
Panowie w klapkach i bremudach –
przechadzają się między maszynami, bez rozgrzewki „biorą” ciężary,
·
Dwie bokserki – ich trening jest
dobrze zaplanowany, porządna rozgrzewka, ciekawe ćwiczenia i piękne ciała.
Bokserki potrafią wystraszyć panów w klapkach. Wystarczy, że podchodzą do
maszyny, na której wcześniej ćwiczył „klapkowiec” i przesuwają szpikulec o kila
w dół – zwiększają ciężar a „klapkowiec” zerka ukradkiem i udaje, że właśnie
skończył trening i znika,
·
Panie 45 plus – te to sobie dają w
kość. Mają obmyślany trening, robią milion różnych brzuszków. Zabrały ze sobą
stroje do fitnessu, nigdy nie widziałam ich jeszcze w tych samych ciuchach,
nawet buty mają różne!
·
Włosi, którzy przychodzą do
siłowni pogadać, co pewien czas wezmą jakiś ciężarek, bez przekonania „coś” nim
porobią, a tak to cały czas rozmawiają, albo ze sobą albo przez telefon, są
zadowoleni ze wszystkiego i bardzo głośni,
·
Włoszki, które również wpadają na
plotki, po 15 minutach są już po „treningu”, równie wesołe i wyluzowane, głośno
komentujące swoje kształty - wiem dokładnie, która chce się pozbyć tłuszczyku z
pupy, a która marzy o większych piersiach.
„Na siłce” jest zawsze wesoło! Ostatnio Włoszka wołała MAMA MIA jak
zobaczyła, że ja tak sobie godzinę jadę…..
Rozbawiłaś mnie opisem ludzi, których spotykasz ;) Ja właśnie byłam tydzień w Londynie, a w moim hotelu siłowni nie było. Natomiast tygodniowe karnety były tak drogie, że zrezygnowałam... pewnie i tak nie miałabym siły/czasu po chodzeniu dziennie 10km, jak nie po Londynie, to po sklepach ;-)
OdpowiedzUsuń