Lunch w Aioli – mało dietetycznie
Sałatowo w Aioli przy Świętokrzyskiej fot. D.Szymborska |
Niby nie ma tam jakiegoś super jedzenia, jest dobre ale….tam bardziej przychodzę
dla atmosfery. Tam po prostu się dobrze je „na mieście”. Prawie zawsze jest
tłok, dużo się dzieje, jest gwarno – czyli tak jak powinno w takiej kantynie
jak Aioli. Nie byłam jeszcze w ich nowym lokalu bo jakoś mi nie po drodze.
Tym razem nie śniadanie a lunch. Wybrałam Green falafel. Dieta jednak
zmienia człowieka, bo zwyczajnie zjadłam pół, może troszeczkę więcej niż pół
porcji.
Zanim przemiły pan kelner przyniósł sałatę to był wstępniak w postaci
zupy z soczewicy. Ciekawy smak, rozgrzewająca. Dobra. A porcja w szklance
idealna na przekąskę. Green falafel to podłużny kotlecik z groszku z
mozzarellą. A na talerzu marynowana rzepa, papryka, marchew, sałaty, pęczak i
sos. Nie zjadłam ani sosu aioli ani pity, ani groszku parmezanowego, a i tak
smacznie było.
Zupa fot. D.Szymborska |
Na koniec moja silna wola została wystawiona na próbę – mini deserek na
koniec. Nie zamawiany, doniesiony do stolika – mascarpone z dżemem. Odpuściłam.
Sałatka jak dla mnie była bardzo sycąca, nie utrudniałam przy
zamówieniu bo sos (mega kaloryczny) podawany jest oddzielnie.
Deser - przekazałam dalej, nie zmarnował się fot. D.Szymborska |
podziwiam, bo ja bym nie odpuściła tego deserku! Ale widzę, że faktycznie dzielnie walczysz w związku z postanowieniem o odchudzeniu się. Zobaczymy, jak to się przełoży na starty w tym roku :)
OdpowiedzUsuńteż jestem ciekawa:) słowo waga startowa to zbitka wyrazów, która jest obecnie dla mnie bardzo ważna :)
Usuń