11 PZU Półmaraton Warszawski – relacja
Tak cieszyć to można się tylko na mecie! selfie z zajęczycą! |
W dwóch słowach: fajnie było! Pogoda piękna, trasa nowa, podbieg (był),
ładny medal, sympatyczna zajęczyca. Tak w skrócie.
Tak jak pisałam wcześniej – modyfikacja planów – powiedziałam na
zbiórce, przy KODerskim zdjęciu, że jednak biegnę na 1.49 i słowa dotrzymałam.
Już dostałam SMS potwierdzający, ten na razie nieoficjalny wynik.
Przed startem zamiast złego humoru, ziewania – u mnie tak to bywa.
Rozmowy, zabawne fotki, ustalenia. Miałam zajętą głowę spamiętaniem, kto na
jaki czas biegnie, że zapomniałam, być opryskliwą, wściekłą i śpiącą, no może
to ostatnie to się zdarzało, bo naprawdę się nie wyspałam.
To część naszej biegowej ekipy, reszta spóźniła się na zdjęcie ale nie na bieg!!! fot. KOD |
Przed startem, już w strefie na 1.50 też wesoło i sympatycznie, fotki i
plotki. Ruszyliśmy. Straszny ścisk, zajęczyca znikała w tłumie, trzeba było
gonić – nic dobrego taki bieg zrywami, trudno – impreza naprawdę masowa rządzi
się swoimi prawami.
Nowa trasa, jak dla mnie ciekawa, nowe ulice. Mocny wiatr, serio nie
wiedziałam, że wiosna tego roku taka wietrzna. Pogoda idealna, punkty kibiców
aktywne. Doping świetny, kilka staruszek wyzywających biegaczom bo nie mogły
przejść przez ulicę.
Podbieg na Belwederskiej – coś o czym się mówiło, coś czego wszyscy się
obawiali. Owszem spowolnienie spore a umiejscowienie go na 20 kilometrze nie
było sympatyczne dla zmęczonych nóg. Jednak tak to jest z biegami – raz z górki
raz pod górkę.
Zajęczyca bardzo sympatyczna, owszem czasy rwane, ale wiem, że starała
się biec jak najrówniej, jak na to pozwalał tłum. A bieg tyłem i machanie do
swojej grupy zaraz przed metą – urocze i motywujące.
Tak jak pisałam rano, wystartowałam w barwach a bardziej w bluzeczce
KOD. Tak biegłam po to by pokazać, że demokracja jest dla mnie ważna. Cieszę się,
że mogłam być częścią wesołej, sympatycznej grupy osób aktywnych, sportowo i
ideologicznie.
Na mecie śliczny medal i selfie z zajęczycą. Bardzo szanuję ciężką
pracę, planowanie, kontrolowanie czasu i dbanie o zawodników, no i lubię też
pogadać na trasie!
Półmaraton Warszawski jest na stałe wpisany w mój biegowy kalendarz, a
o tym, dlaczego nie warto biegać w swoim mieście to napiszę kiedy indziej bo na
razie cieszę się z treningu, medalu, dobrej atmosfery i przebiegniętych
kilometrów. Maraton sam się nie przebiegnie.
Ładny medal. Z domu wyszłam w żółtej folijce, wróciłam w niebieskiej fot. D.Szymborska |
Dziękuję kibicom za doping, doceniam to stanie przy trasie, machanie i
wołanie! To bardzo pomaga, cieszy i dodaje energii, której czasem brakuje. Inna
sprawa, że moja głowa dziś proponowała tak absurdalne rzeczy jak: no weź co
będziesz biegła, na pewno coś cię boli, tyle kilometrów przed tobą a zwycięzcy
już na mecie….łatwo nie było.
ps. wypatrujcie wywiadu w Onecie, mówiłam o tym, że polityka nie dzieli biegaczy, bo wszyscy mieliśmy ten sam podbieg....
Komentarze
Prześlij komentarz