TRI czy trzy starty w Indoor Triathlon Holmes Place Hilton + wspominkowe śniadanie
Tak, tak ja z tych co po zawodach chodzą z medalem! W Berlinie po maratonie przekonałam się, że jest więcej takich ludzi jak ja......fot. D.Szymborska |
W lutym po 1.22, w marcu po 1.20 a teraz po 1.18 ukończyłam ten sam
dystans – czyli 0.5/20/5km. I już mi smutno, że w maju nie będzie kolejnego
startu……nic to cykl skończony, kolejny triathlon pod koniec roku….
Każdy start był inny, pomimo niezmiennego dystansu, przemiłej
atmosfery….pierwszy po całym dniu, drugi w porze lunchu, trzeci skoro świt.
Chyba dzisiejszy najprzyjemniejszy bo jakby nie było 4 minuty urwane….
O 6.30 wystartowaliśmy – ja i 3 zawodników. Ponieważ pierwsza z tej czwórki i
pierwsza tego dnia ukończyłam zawody, to do domu wróciłam ze złotym medalem i
kuponem na zakupy w Sport Guru.
Płynęło mi się dobrze, jednak jakoś mało
dynamicznie, byłam jeszcze rozespana, a woda w hotelowym basenie jest dość
ciepła, ba jest całkiem ciepła jak płynie się w trisuitcie. I tutaj od razu –
pełen zachwyt, żadnego nabierania wody, żadnych obtarć – idealny jednoczęściowy
trisuit! Potem T1 – tym razem od razu buty biegowe i w czepku i okularkach
biegiem do sali spinningowej. Na szczęście szybko się zorientowałam, że
pedałuję w czepku. Rower – tym razem dobrze mi się jechało, a jak pod koniec
puścili muzykę to ostatnie 3 kilometry pojechałam naprawdę szybko. Koszyczki
dały radę – pewno, że wygodniej jest w butach rowerowych, ale na tak krótkim
dystansie to i sportówki biegowe dają radę. T2. Na bieżnię i tutaj zaczęła się
walka z samym sobą. Głos w głowie mówi: Szymborska
uważaj, naciśniesz sobie jakąś super szybką prędkość i potem nie dociągniesz do
mety i będzie obciach jak będziesz iść. Ignoruję głos, nie wdaje się w dyskusję, nie
pyskuję dlaczego do mnie po nazwisku mówi. A za chwilę znowu: Szymborska, zerknij wiadomości w telewizji, ale ta
bieżnia klekocze jak tak szybko biegniesz, no weź zwolnij. Nie dałam się
zmanipulować mojemu wewnętrznemu głosowi, który dba o to by puls nie był zbyt wysoki a zmęczenie jak
najmniejsze. Co nie zmienia faktu, że wciąż, pomimo trzeciego startu nie umiem na
bieżni mechanicznej biec tak szybko, jak na zwykłej ziemi….stadionie…. Biegłam w
nowych butach, tak, tak trzeba było je gdzieś wypróbować. Były świetne!
Bez selfie to się nie liczy.... |
Jeszcze z wypiekami, szczęśliwa pod nazwą siłowni z medalem fot. T. |
Tak ręką machałam, że mi ostre zdjęcie nie wyszło, ale czas jest widoczny! fot. D.Szymborska |
Przed ósmą już było po wszystkim, triathlon zrobiony, życiówka jest,
radość też. Medal i…..poszłam na śniadanie. Takie wspominkowe, do Paula. Wieki
temu jak mieszkaliśmy w Londynie to jak wychodziłam pobiegać do Regent's Parku to
jak wracałam to kupowałam bagietkę z ziarnami…..ehhh może biegowo to nie były
najlepsze czasy, ale jakie pyszne bagietki.
W warszawskim Paulu byłam pierwszy
raz. Przemiła obsługa, pan kelner był bardzo zaangażowany, jak zobaczył medal
to dopytywał się czy może wodę, a jak nie wodę to wino donieść. Paul w biurowcu,
tapeta z książkami – trudno. Jedzenie pyszne, obsługa świetna, siły na resztę
dnia wracały powoli.
W listopadzie pisałam o testach wieszaków do medali, teraz dostałam kolejny model - tym razem taką tablicę i trzeba przyznać, że RIQQON prezentuje się ślicznie! fot. D.Szymborska |
Taką miałam nagrodę, dla samej siebie, bo właśnie taki jest sport
amatorski – szczęście daje życiówka, dobry trening….. poradniki przestrzegają
przed nagradzaniem się jedzeniem, ale czym innym jest tort, a czym innym dobre
śniadanie! Właściwie drugie śniadanie, bo pierwsze było przed startem….
Komentarze
Prześlij komentarz