Orlen Warsaw Marathon 2016, ten na 42 kilometry – relacja
Buty zmienione, bluzka też a frytki belgisjkie, pyszne....medal na szyi fot. T. |
Zacznę od końca – na mecie nie było życiówki. Pewno, że fajnie jakby
była, aczkolwiek patrząc obiektywnie było to mało możliwe. I co? I NIC! Żadnego płaczu, fochów, wręcz
odwrotnie, złoty medal i puchar z frytek zaraz za metą i wielki uśmiech (ból
nóg też…).
A teraz po kolei. Rano zbiórka KODerek i KODerów, startujących w dwóch
biegach – numery czerwone na maraton, numery niebieskie na 10 kilometrów. Jak
zwykle przemili ludzie, żarty, pocieszanie – takie zachowanie, które niektórym
bardzo pomaga przed startem, innych doprowadza do białej wściekłości – ot każdy
ze stresem przedstartowym radzi sobie inaczej. Dla mnie takie spotkanie było
świetne – zajęło mi myśli plotkami….
Po fotce – punktualnie tak jak się umówiliśmy, rozbiegliśmy się na z
góry upatrzone pozycje. Dla mnie i dla Gabi były to łazienki….potem przejście
do stref startowych, tam przemiłe spotkanie z moją czytelniczką Ewą. Teraz już
wiem, że zrobiła życiówkę – czego ogromnie gratuluję. O życiówc Gabi
dowiedziałam się przez telefon a nie z sieci, udany
debiut jest zawsze wielkim sukcesem!
Coś na kształt rozgrzewki, zapamiętałam z zeszłego roku jaką genialną
rozgrzewkę dla tych co biegli na 10K poprowadził jeden z olimpijczyków – da się
rozgrzać w tłumie, w miejscu. Tym razem – podskoki we własnym zakresie.
Punktualny start. To lubię, przekroczyłam linię mety 2 minuty po elicie. Niby
była przygotowana na to, że to nie brama jest startem, tylko maty kilkaset
metrów za (tak było na pierwszej edycji – TUTAJ) nią, jednak uprzedzając innych
o tym jak kiedyś było, sama w panice restartowałam zegarek żeby pokazywał
prawdziwy czas. Uff wszystko zadziałało. No i nie pozostawało nic innego jak
ten maraton przebiec.
Na 15 czekali Moi Kibice, którym oddałam wiatróweczkę w której biegłam, bo było tak zimno i wietrznie. Jakbym wiedziała, że tak będzie wiało w
Wilanowie, to pewno bym się z nią nie rozstawała. A tak mogę napisać, że na 100%
nie przegrzewałam swojego organizmu. Biegłam równym tempem do 35 kilometra, nie
spotkałam ściany tylko zwyczajnie siły mi się skończyły. Więc potruchtałam
do mety. Bez narzekania, bez
wybrzydzania, jak się biegnie maraton to trzeba się liczyć z tym, że będzie
ciężko.
Teraz o samej trasie, którą, aż byłam zdziwiona, że tak dobrze,
pamiętałam z pierwszej edycji, dziś kierunek był odwrotny, zabójczy podbieg
stał się ciężkim zbiegiem, a jedyną górkę to miałam do podbiegnięcia na 4
kilometrze.
Nigdy nie biegłam jeszcze w zawodach gdzie tak by wiało. Serio,
myślałam, że to w Wiązowskim Półmaratonie reklamy elektrowni wiatrowych są jak
najbardziej na miejscu, tutaj reklam nie było za to takie podmuchy wiatru, że
fiu fiu….
Folijka złota i medal złoty - są! fot. T. |
Kibice – przemili, bardzo zaangażowani tylko było ich bardzo mało. W centrum
przeważali obcokrajowcy – jak zawsze można było liczyć na gości Hotelu Bristol,
potem kibicował Ursynów – jak zwykle profesjonalnie i niestrudzenie, bo
przecież im też bardzo wiało! Wolontariusze uwijali się, nigdzie nie brakowało,
wody, izotoników, bananów, czekolady, gąbek – dziękuję za tak świetnie wykonaną
pracę.
Na trasie spotkałam super szybko biegającą Różę, która kibicowała
biegaczom, hasło „Dawaj Dota” zawsze działa. Po 35 była Asia z Kasią, które po
swojej 10 kibicowały maratończykom, w tak zwanym międzyczasie sporo znajomych
twarzy i miłych okrzyków. To naprawdę działa – dzięki raz jeszcze.
Na mecie – Moi Kibice, puchar z frytek belgijskich zapijany Radlerem i
szybki powrót do domu, kibice i maratonka byli podobnie głodni – opcja najlepszy
kebap w mieście – Maho - oczywiście. W tak zwanym międzyczasie SMS od Marcina z
jego nową życiówką po tym jak rzucił jedzenie mięsa, tony fejsbukowych
informacji.
Wygląda na to, że wszystkim wiało, a Mariusz prawie zrealizował swoją
super ambitną życiówkę….
Wiadomo, przed startem najładniej fot. KOD |
KODerki i KODersi dotarli na metę jedni szybciej drudzy wolniej,
niektórzy w roli zajęcy, bieg dla demokracji i wolności dziś był długi i
wietrzny….
Dobrze, że kolejny maraton jesienią, to sobie odpocznę, a teraz idę
smarować nogi, odpoczywać….tym co nie wiedzą co ze sobą zrobić bo wszystko ich
tak boli polecam rozmowę z fizjo – ja się do niej stosuję, bo w coś trzeba
wierzyć…. TUTAJ
Gratuluję wszystkim Maratonkom i Maratończykom – to jest królewski
dystans a myśmy dziś go przebiegli!
Tak, tak może są inne posiłki regeneracyjne ale TEN kabap.....fot. D.Szymborska |
Brawo
OdpowiedzUsuńdziękuję, ale brawa będę z przyjemnością przyjmować jak ładnie, czyli szybko pobiegnę jesienią Maraton Berliński :)
UsuńFajnie że mogłyśmy się poznać, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńdokładnie :) i jeszcze raz bardzo gratuluję życiówki :)
UsuńGratuluję Doroto :)
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo :) każdy ukończony maraton cieszy!
Usuńdziękuję za komentarz, kolejne reklamy innych imprez sportowych będę kasowała :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń