|
Wagonik w tle nie ma Szczękiego fot. D.Szymborska |
Dziś miało być spokojniej, basen rano, po południu rower. Jak spokojny
poranek to stwierdziłam, że tak zwyczajnie turystycznie wjadę kolejką na
Margheritę bo na pewno widoki będą super. No to pojechałam. Za kolejkami
linkowymi nie przepadam, z dwóch powodów po pierwsze oglądnęłam za dużo filmów
z James’em Bond’em i Szczękami, po drugie zatykają mi się uszy i to jest dość
bolesne. Widoki to widoki. Wsiadłam do kolejki, szybki wjazd – nie było
Szczękiego. Oblazłam szczyt, zdjęcia porobiłam. Wypatrzyłam super trasę
zjazdową dla samobójców, mniej więcej na to wskazywał regulamin, który wisiał
przy wjeździe. I wtedy spotkałam tutejszego „goprowca”, zapytał się czy chcę
się przejść kawałek bo on musi sprawdzić czy na pierwszych około 500 metrach
nie ma jakiś utrudnień. W to mi graj. Nie ma jak podobieństwo hiszpańskiego do
włoskiego, owszem chwilę to zajęło ale się dogadałam, że oczywiście, że bardzo
chcę się przejść. Przejście okazało się prawie biegiem, pan „goprowiec”
poruszał się super szybko, fajnie było jak szliśmy z górki, ciężej było pod
górkę. A miało być spokojnie. Z drugiej strony to inaczej bym się tak nie
przeszło/przebiegła. Jest okazja to się z niej korzysta. I tym sposobem zamiast
robić zdjęcia zrobiłam trening. Niby krótki ale nogi bardzo bolą, bo zwyczajnie
nie miały kiedy wypocząć.
|
Col Margherita fot. D.Szymborska |
|
Col Margherita fot. D.Szymborska |
|
Col Margherita fot. D.Szymborska |
|
Col Margherita fot. D.Szymborska |
Jakiś czas temu widziałam co inni biegacze biorą ze sobą na treningi to
pomyślałam, że i ja zrobię zdjęcie tego co ze sobą taskam. Nie ma tego wiele.
Woda w małej butelce, batonik z ziarnami, owszem można się krztusić (mam wodę)
ale przynajmniej się nie rozciapciuje, mapa (bardziej narciarska niż biegowa
ale wolę taką niż nic, a GPS w górach czasem wariuje), GoPRO, portfel z
dokumentami i pieniędzmi, opaska SOS z danymi moimi, mam jeszcze telefon ale
nim robiłam zdjęcie to go nie ma. A jeszcze bym zapomniała krem ze szminką –
walczę z tą moją czerwoną od słońca buzią i rozgrzewacze jednorazowe (nigdy ich
nie użyłam ale wolę mieć). To tyle i aż tyle bo wystarcza.
|
Moje wyposażenie biegowo/żywieniowe fot. D.Szymborska |
I znów jest południe a ja czuje się zmęczona jakby była siedemnasta co
najmniej….
Ja to jeszcze zawsze na wszelki wypadek biorę małą buteleczkę płynu do soczewek.
OdpowiedzUsuńA ja biorę zawsze mp3 (dla rozrywki jakby mnie ochota naszła) i obowiązkowo chusteczki higieniczne (niestety, zawsze potrzebne) i bandaż elastyczny. :D - tak, na wszelki wypadek :)
OdpowiedzUsuńmp3 w górach? :-o
Usuńco do chusteczek, to już o tym kiedyś pisałam - ja biegam nie używam. I wolę się nie wdawać w dyskusję na temat estetyki, jest jak jest. Co do bandaża - to cóż uważam, że mi i tak nie pomoże, wolę mieć telefon i mieć małą nadzieję, że będzie zasięg jak coś mi się stanie. Acha zawsze mówię, gdzie biegnę, żeby jak coś wiadomo było gdzie mnie szukać...
Usuń