Cursa dels Nassos 2015 – Bieg Sylwestrowy w Barcelonie
Po biegu, już w bluzie, bo się zimno zrobiło....temperatura spadła tak do 10 stopni...na plusie... |
Tym razem obyło się bez niespodzianek, bieg był po asfalcie, zgodnie z
trasą opublikowaną na stronie zawodów. Niespodziankę to miałam cztery lata
temu, gdy startowałam w Niemczech, pod Berlinem – bo nie było asfaltu za to
podbiegi i zbiegi do starych baz wojskowych. Tutaj, w Barcelonie za to było
granie w kopaną butelkę, oszukiwanie co do długości trasy, autobusy od których
oddzielały tylko ustawione niedbale pachołki i olbrzymi ponad dziesięciotysięczny
tłum uśmiechniętych biegaczy.
Cursa dels Nassos – czyli bieg czerwonego nosa po Barcelonie. Start o
17.30 – taka godzina, która dokładnie rozbija dzień, bo ani obiadu nie ma kiedy
zjeść ani pozwiedzać, pozostają tylko przedsylwestrowe zakupy! Tutaj sklepy
otwarte do dwudziestej…
Nigdy wcześniej nie startowałam w biegu w Barcelonie, dlatego system
rejestrujący biegaczy przypisał mnie do strefy białej, czyli takie bez
zadeklarowanego czasu. Białe numery to była sylwestrowa mieszanka biegaczy,
wolnych, szybkich, bardzo wolnych, zabawowych, zorganizowanych, pojedynczych.
Wystartowałam w ostatnim sektorze, po wszystkich na zadane czasy. Chciałam biec
szybciej ale się nie dało, był taki tłok i wyprzedzanie było bardzo trudne,
oczywiście posuwałam się do przodu, minęłam rozśpiewaną grupę kilkudziesięciu
karateków, którzy biegli w kimonach i przez całe 10 kilometrów (spotkałam ich
gdy wracałam już do hotelu, a oni wbiegali na ostatnią prostą, wciąż śpiewając
swoją piosenkę), renifery ciągnące śnieżynkę na hulajnodze, świecące, biegnące
choinki. Trasa była trudna, kręta z podbiegami, zbiegami, tym większy mój
szacunek dla tych, którzy po 28 minutach wbiegli na metę!
Cava na chwilę późniejszej mecie....fot. D.Szymborska |
Chyba rozumiem, dlaczego tutaj tak popularna jest piłka nożna, ot
większość chłopaków, niezależnie od wieku, uwielbia coś kopać. Z braku piłki
można kopać do siebie, podawać, kiwać i przechwytywać butelki z wodą! Serio!
Taką zabawę mili biegacze w białej strefie!
Tym co zdecydowanie mi się nie podobało to było skracanie trasy, nie
jakieś tam ścinanie zakrętów tylko przebieganie między barierkami tak by
zaoszczędzić jakieś 1.5 kilometra – tak oszukujący zawodnicy byli wygwizdywani
przez innych uczestników biegu, jednak z braku sędziów czy mat pomiarowych
wbiegali z oszukanym dystansem na metę. Dla mnie to było o tyle żałosne, że
przecież biegli w najsłabszej grupie, nie byli nic w stanie „ugrać”, oszukiwali
siebie i innych – smuteczek!
Jeżeli chodzi o doping, cóż było trochę kibiców, resztę stanowili
wkurzeni turyści lub lokalsi, którzy nie mogli przejść przez ulicę i bardzo się
tym denerwowali.
Jednak bieg super. Świetne emocje, super muzyka na mecie, pewno, że
żal, że nie było medali, ale za to jakie miłe wspomnienie na koniec tego roku! To
było bardzo dobrze wydane 16 Euro – tyle kosztowało wpisowe!
A teraz zmykam bo przystawki już są na stole….a do północy coraz
bliżej!
Chyba bardziej hiszpańsko się nie dało...fot. D.Szymborska |
Fajnie, że bieg i Sylwester się udał :) Śmieszni ci biegacze, co oszukiwali. Bieg to zawsze przezwyciężenie siebie, bieg na 100% dla własnej satysfakcji... Chyba nie ogarnęli jeszcze tego ;)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku :)
Tobie też wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)
Usuń