Vere a kuqe – warto uczyć się albańskiego bo wino dobre….

Pierwsze albańskie fot. D.Szymborska

Vera to wino. A „vere a kuqe” to znaczy wino czerwone. Tak się uczę albańskiego. Warto. Czytam dalej już wiem, że to zachodniej części Albanii a co? A Merlot, z 2005 roku. Zanim o smaku (a jest o czym pisać) to o historii, bo w Albanii wino się produkuje od bardzo dawna, kiedyś była to Illiria.

Nasze wino jest z nizin ale winorośle uprawiane są jeszcze w górach i w górach wysokich – wiadomo Albania do płaskich krajów nie należy. Za „komunizmu” w Albanii było 17000ha winnic – dużo jak na tak górzysty kraj, teraz nie więcej niż 10 000, główny importer Związek Radziecki już nie kupuje albańskich trunków. Dominujące szczepy to (nasz) merlot, mawrud, dimiat i cabernet sauvignon.

A teraz już o tym co był o w butelce. Była złożoność, elegancja, taki spokój struktury. Ciekawy kredowy, ale nie męczący posmak. Owoce odległe, nienachalne. Duża kwasowość. Okrągłe słowa do obłego wina. Nos bez fajerwerków, po chwili gdy wino popracowało w kieliszku, a ja popracowałam przy jego kręceniu lekka nuta wanilii zmieszanej z dymem. Wszystko gdzieś za górami, niejednoznaczne. Usta złożone, zaplanowane. Wydaje mi się, że to właśnie był „ten-czas-tego-wina”. Wszystko do wszystkiego pasowało.

Nie przypominam sobie żebym piła dobre albańskie wino, nie przypominam też sobie żebym piła nie dobre albańskie wino. Ten starszy bo z 2005 Merlot zostanie w mojej pamięci, następnym razem jak gdzieś zobaczę butelki z Albanii to się zatrzymam, wyciągnę komórkę i pogooglam czy warto, którąś kupić. Dzięki G. za fajny prezent!