Z pamiętnika triathlonistki - odcinek 2
Śniadanie w łazience fot. D.Szymborska |
Banana to zjdam w łazience. Popijam mlekiem czekoladowym. A to dlatego
żeby nikogo nie budzić i światła w pokoju ani kuchni nie zapalać. Powoli
poranek dopracowuję co do sekundy.
Wieczorem pakuję torbę na basen. Słowo pakuje nie jest najwłaściwsze,
bo właściwie to ja jej nie rozpakowuje tylko zmieniam ręczniki, bo płetwy,
łapki, okularki, czepek i zatyczki i „ósemka” są w niej na stałe. Tak, tak
ręcznik to ważna sprawa, ostatnio jak wieczorem sobie nie zapakowałam to na
basenie suszyłam się suszarką (cała) co zajmuje więcej czasu niż klasyczne
wycieranie ręcznikiem.
W przeddzień przygotowuję sobie też ciuchy do ubrania. Tym sposobem od
wstania, zjedzenia „śniadania”, umycia się (jak to piszę to się zastanawiam po
co się myję rano przed basenem….chyba to zmodyfikuję), umycia zębów (2 minut –
bo tak pilnuje moja automatyczna szczoteczka), toalety i ubrania mija 15 minut.
Strażakiem jeszcze nie jestem ale się doskonalę!
Lepsze czasy osiągam natomiast wychodząc z basenu. Od czasu wyjścia po
drabince, przez wytarcie się, ubranie, odebrania płaszcza i butów do dojścia do
zaparkowane auta mija zaledwie 9 minut! Tu też z tygodnia robię postępy.
Rozważam prowadzenie auta w płetwach….
Takie to są poranki. Za to wieczory to coś innego. Slow food,
gotowanie, wino. O tak mój drogi pamiętniczku triathloniczku to lubię.
Żeby nie było, że narzekam ja optymalizuję życie, bardzo szczęśliwe
życie!
Ale tak litr tego mleka wypijasz? :P Powiem Ci, że naprawdę podziwiam tak dobrze zorganizowany poranek. Ja przed wyjściem do pracy grzebię się niemiłosiernie i 1,5 godziny się ogarniam, ale przynajmniej czytam sobie gazetę do śniadania i bez szału rozpoczynam dzień :) Chociaż każda minuta dłuższego snu jest bezcenna, więc może warto jednak też się zoptymalizować?
OdpowiedzUsuńlitr to nie ale pół to tak:)
Usuń