Regeneracja – czyli coś o czym zapominamy
Czasem warto być żółwiem na treningu, śpiącym pandą w domu i gepardem na zawodach fot. D.Szymborska |
Po pierwsze podział. Proponuję takie 3 grupy, a dla każdej z nich
oddzielna część poświęcona regeneracji.
Część pierwsza – dla tych co właśnie zaczęli biegać
Część druga – dla tych, którzy już biegają drugi sezon
Część trzecia – to ci, którzy zmieniają buty co kolejne 1000 kilometrów
(często)
1.
Nowicjusze. To nie jest obraźliwe słowo. Bo każdy bez względu jakby nie
opowiadał o swojej biegowej historii, kiedyś zaczynał bieganie. To cudowny
czas. Zwiększamy dystans, obciążenie. Uczymy nasz organizm wysiłku. Potem
przychodzi czas na starty w zawodach. I co? Życiówki oczywiście. Przecież każdy
start na innym dystansie przynosi PB czyli życiówkę po polsku. I tak nie
wiadomo kiedy mija sezon. A gdzie regeneracja ja się pytam? Sezon to tak można
pociągnąć ale dłużej to już będzie ciężko. Czym jest owa magiczna regeneracja.
To dzień wolny od treningu, to odpowiednia ilość snu, to mądre odżywianie.
Jeżeli możemy sobie na to pozwolić to masaże, sauna. Jeżeli nie to wystarczy
solanka w domu i święty spokój. Serio. Wypracowany poziom kondycji nie spadnie
w jeden dzień, ba będzie wręcz odwrotnie bo wypoczęty organizm osiąga lepsze
wyniki.
2.
Minął sezon. Medale wiszą na ścianie albo leżą w pudełku. Życiówki są.
Teraz trzeba je poprawiać. I tutaj drugoroczny biegacz zaczyna napotykać
problemy. Nagle okazuje się, że urwanie minuty, pięciu, dziesięciu (wszystko
zależy od długości biegu) staje się niemożliwe, nieosiągalne. Czasem wyniki są
jeszcze gorsze. Organizm zaczyna się buntować. Nie da się biegać szybciej cały
czas, gdy nie było roztrenowania, gdy nie ma regeneracji. Pojawia się
zniechęcenie, smutek. Przecież trenuję a nie ma lepszych wyników. Stąd już
blisko do rzucenia biegania. Bo nie dla mnie. Bo po co się tak męczyć, jak nie
ma poprawy itp. Poprawa będzie jak damy organizmowi szansę na zregenerowanie.
Dzień wolny, drzemka w weekend, witaminy rano i wieczorem, uśmiech i dobre
jedzenie. To powinno wystarczyć. Cele jak najbardziej ambitne ale rozłożone w
czasie. Życiówki pod koniec drugiego sezonu? Pewno!
3.
Zapas soli bocheńskiej w łazience, witaminy jak dla geriatryka w
kuchni. Żadnego imprezowania w weekend bo tylko wtedy można się wyspać.
Analizowanie tego co jemy, żeby były minerały, białko, węglowodany, zdrowe
tłuszcze. Roztrenowanie, ciężki okres dla wszystkich (rodziny, przyjaciół, bo
właśnie wtedy biegacz orientuje się, że nie wie co zrobić z czasem, który
normalnie przeznacza na treningi – trzeba go czymś zająć – mały remont łazienki
będzie jak znalazł albo porządek w garderobie….). Słowo na r – to zarówno relaks,
regeneracja i ruch. Tylko taki spokojny. Plan treningowy realizowany co do
punktu, jednak ze świadomością, że są rzeczy zależne – trening i niezależne np.
zła pogoda w czasie zawodów, kontuzja itp. Pokora i uśmiech. Jak nie w czasie
tych zawodów to innych, smutna świadomość, że za rok będzie trudniej. Uśmiech –
trudniej to nie znaczy niemożliwie. Wyspany, zadowolony na starcie w zawodach.
Nie zawsze pobije swój rekord, jednak stylowo pobiegnie, pięknym lekkim
krokiem, z uśmiechem i koncentracją – to nie pierwszy i nie ostatni bieg.
Będzie czas na regenerację i przygotowania do kolejnego startu…..
Bardzo ładnie napisane :D.
OdpowiedzUsuń